Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000129
Tytuł:
Wydawca: Świat Książki
Źródło: Hanemann
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Stefan Chwin,  
Data publikacji: 1995
yliła się, niklowane narzędzia zjechały ze stołu na podłogę, ranni zaczęli krzyczeć, zabrzęczał dzwonek alarmowy. Retz nie wiedział, co zrobić, bo sanitariusze wybiegli na pokład, poczuł zapach palącej się nafty, zdołał zawrócić kilku, podłoga znów się przechyliła. Wezwał żołnierza z karabinem, ale uciekinierzy z pierwszej ładowni odepchnęli go pod ścianę. Dopiero gdy żołnierz wystrzelił w powietrze, udało się umieścić w łodzi paru rannych. Skrzypnęły sznury, szalupa została opuszczona na wodę.
Kadłub "Bernhoffa" przechylał się coraz bardziej na prawą burtę. Retz patrzył z szalupy na nadbudówkę śródokręcia, z której zaczęty wydobywać się chmury brudnożółtego dymu. Po chwili na rufie przesłoniętej smugami ciemnego ognia dostrzegł Walmannów. Pan Walmann próbował dostać się do łodzi ratunkowej zawieszonej na bomie za drugą ładownią, ale płomienie zagrodziły mu drogę. Pani Walmann stała wśród krzyczących kobiet, przyciskając do siebie obie dziewczynki. Potem okręt przestał się przechylać. Czarny kadłub zamarł jak skała pochylona nad jeziorem, ludzie jednak wciąż cofali się przed płomieniami w stronę relingów, bo powietrze nad pokładem aż falowało od gorąca. Kiedy ogień ogarnął prawie całą nadbudówkę rufową, kilku mężczyzn skoczyło do wody. Dziewczynki objęły mocno matkę. Pan Walmann najpierw oderwał od niej Marię i zepchnął z pokładu. Potem to samo zrobił z Ewą. Uderzyły w wodę i już się nie wynurzyły. Wtedy pani Walmann zaczęła krzyczeć, ale Retz ujrzał tylko jej otwarte usta, bo krzyk utonął w wyciu rannych. Walmann pociągnął ją do relingu, chwyciła się poręczy, nie mógł oderwać jej rąk, szarpnął, upadli, potem popchnął ją, koziołkując w powietrzu ciężko uderzyła w wodę i już nie wypłynęła. Skoczył za nią, ale nie mógł dopłynąć do miejsca, gdzie zniknęła pod wodą, bo wszędzie rozlały się plamy płonącej nafty. Ludzie, których dotknął płomień, rzucali się jak poparzone ryby. Walmann dopłynął do szalupy, wołał coś do Retza, chwycił za burtę, ale marynarz odpychał wiosłem wszystkich, którzy chcieli dostać się na łódź pełną rannych. Tak go Retz zapamiętał: skrzywiona twarz uderzona wiosłem...
Czytając list Retza, Hanemann doznawał dziwnych uczuć. Bardzo go zdziwiło to, że tam, wtedy, tamtej nocy na "Bernhoffie", ktoś o nim mówił i myślał, choć przecież nie było w tym niczego niezwykłego. Przez moment poczuł się winny, że nie popłynął razem z nimi. Wyrzucał sobie, że przecież mógł ich zatrzymać na przystani; gdyby to zrobił, nie stałoby się przecież to, co się stało. Ale zaraz tylko pokręcił głową: cóż za głupstwa, któż mógł wiedzieć, że wszystko tak się skończy? Przecież to właśnie