Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000038
Tytuł:
Wydawca: Książka i Wiedza
Źródło: Joachim von Ribbentrop: szef hitlerowskiej dyplomacji
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Karol Grünberg, Bolesław Otręba,  
Data publikacji: 1995
* * *
Motyw ukarania zbrodniarzy wojennych pojawił się już jesienią 1940 roku, kiedy przebywające wówczas na emigracji rządy Polski i Czechosłowacji napiętnowały eksterminacyjną politykę stosowaną przez Trzecią Rzeszę na okupowanych terytoriach polskich i czeskich. Władze radzieckie i polskie, reprezentowane przez premierów J. Stalina i gen. W. Sikorskiego, opublikowały w Moskwie 4 grudnia 1941 roku wspólny dokument, głoszący potrzebę ukarania zbrodniarzy hitlerowskich. Z inicjatywy polsko-czeskiej zwołano w styczniu 1942 roku w Londynie pierwszą międzynarodową konferencję, poświęconą kwestii ścigania i odpowiedzialności karnej osób naruszających prawo międzynarodowe. Uczestniczące w tej konferencji państwa uznały ukaranie zbrodniarzy w drodze normalnej procedury sądowej za jeden z celów wojennych, zobowiązując się równocześnie do współpracy w ściganiu tych osób, wydawaniu ich stosownym sądom oraz czuwaniu nad wymierzeniem kary. W październiku 1943 roku w Londynie utworzona została Komisja do Spraw Zbrodni Wojennych. W styczniu następnego roku Komisja ta podjęła pracę i zorganizowała odpowiednie dla każdego państwa biura narodowe do spraw zbrodni wojennych, a także opracowała statut i regulamin Międzynarodowego Trybunału Karnego. Deklaracja podpisana przez Stalina, Churchilla i Roosevelta 1 listopada 1943 roku głosiła, że "głównych zbrodniarzy, których przestępstwa nie dadzą się geograficznie "umiejscowić", pociągnie się do odpowiedzialności na mocy odrębnej decyzji rządów alianckich". W wyniku rokowań prowadzonych przez rządy Wielkiej Brytanii, Francji, Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego uzgodniono ostatecznie sposób i zasady sądzenia głównych zbrodniarzy nazistowskich. W Londynie podpisano 8 sierpnia 1945 roku czterostronne "Porozumienie w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców Osi w Europie" i w myśl art. II powołano Międzynarodowy Trybunał Wojskowy. Jego regulamin, kompetencje i procedurę dołączono do Porozumienia jako integralną jego część. Porozumienie podpisało dziewiętnaście państw, w tym także Polska, co pozwoliło polskiej delegacji na wzięcie udziału w procesie norymberskim. Rozdział II Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego wymieniał trzy kategorie przestępstw: — zbrodnie przeviw pokojowi, tj. planowanie, przygotowywanie, zapoczątkowanie lub prowadzenie wojny napastniczej albo wojny będącej pogwałceniem traktatów, porozumień lub gwarancji międzynarodowych, — zbrodnie wojenne w dosłownym znaczeniu terminu, — zbrodnie przeciwko ludzkości, tj. wszelkie prześladowania z pobudek politycznych, rasowych lub religijnych w związku z przestępstwami wymienionymi w poprzednich punktach, nawet jeśli miały one miejsce przed wybuchem wojny i nie były sprzeczne z ustawodawstwem kraju, w którym zbrodni dokonano. Międzynarodowy Trybunał Wojskowy wyposażony został w rozległe kompetencje, a wydany przezeń wyrok był ostateczny i nie podlegał zaskarżeniu. Prawo do zmiany wyroku zastrzeżono wyłącznie Sojuszniczej Radzie Kontroli Niemiec, pod warunkiem jednak, że zmiana wyroku nie mogła się odbyć na niekorzyść oskarżonego. Miastem, które najbardziej nadawało się na siedzibę Trybunału, była Norymberga. Tu odbywały się organizowane z wielkim rozmachem doroczne Parteitagi. Tutaj, w trakcie jednego z nich, proklamowano "nowy porządek Niemiec i świata". Miasto wprawdzie leżało w gruzach, ale gmach sądu był niemal nie uszkodzony. Kilkupiętrowy budynek więzienny w Norymberdze posiadał cele o powierzchni 5 na 4 metry. Okratowane okna wychodziły na dziedziniec więzienny. W dębowych drzwiach cel, w których przebywali zbrodniarze, wycięto otwory o wymiarach 25 na 25 centymetrów. Służyły one nie tylko do podawania posiłków, ale głównie do słatej obserwacji więźniów. Wyposażenie celi stanowiła prycza, twarde krzesło i przymocowany do podłogi stół. Regulamin dopuszczał posiadanie ołówka i papieru do pisania, fotografii rodzinnych, tytoniu i przyborów toaletowych. W więzieniu powzięto nadzwyczajne środki ostrożności w obawie przed samobójczymi zamachami aresztowanych. Dlatego też raz lub dwa razy w tygodniu rewidowano cele. W trakcie jednej z takich rewizji w celi zajmowanej przez Ribbentropa znaleziono butelkę, która po stłuczeniu mogła służyć celom samobójczym. W pomieszczeniach tych nie było instalacji elektrycznej, gdyż liczono się z rozmyślnym śmiertelnym porażeniem. Światło padało z korytarza, a cele oświetlano także w nocy. W początkowej fazie przesłuchań aresztowani nie mieli możliwości kontaktowania się między sobą. Później władze śledcze złagodziły ten rygor, umożliwiając więźniom częstsze spacery i wspólne rozmowy. Albert Speer wspominał, że "podczas spacerów powtarzały się zawsze te same tematy i argumenty: proces, akt oskarżenia, niekompetencja międzynarodowego sądu, najgłębsze oburzenie z powodu hańby" (Wspomnienia, s. 712). Z wyjątkiem Hessa, Rosenberga i Streichera pozostali brali udział w nabożeństwach odprawianych w każdą niedzielę w więziennej kaplicy. Miejscowy kapelan, amerykański O’Connor, stwierdził, że codziennie odprawiał mszę dla Kaltenbrunnera, Franka, Seyss-Inquarta i Papena, którzy żarliwie się modlili. Wszyscy mieli możliwość korzystania z więziennej biblioteki. Ribbentrop czytał niewiele, a jeśli już sięgał po książkę, to była ona autorstwa Juliusza Verne’a. Ucieczki w świat fantastycznych historii były zapewne doraźnym lekarstwem na uciążliwą rzeczywistość. Amerykański psycholog Gustave M. Gilbert prowadził w Norymberdze szczegółowe badania oskarżonych. Poza testami, które pozwoliły na ustalenie tzw. współczynnika inteligencji, odbył on indywidualne rozmowy ze zbrodniarzami, spędzając w celach wiele godzin. "Od śmierci Hitlera jestem skończonym człowiekiem" — żalił się Ribbentrop. Zdaniem Gilberta świat stworzony przez Hitlera wypełnił do końca ubogą osobowość "ober-dyplomaty". W odróżnieniu od innych oskarżonych, np. Göringa lub Hessa, koniec epoki Führera wytworzył u Ribbentropa próżnię, której sam nie był w stanie niczym innym wypełnić. Dawna pycha i buta zniknęły, ustępując miejsca płaczliwości i lizusostwu, nerwowym reakcjom i całkowitemu brakowi samokontroli. Zmiana ta uwidoczniła się także zewnętrznie — w niechlujnym wyglądzie. Smukła dotąd sylwetka Ribbentropa uległa deformacji. Zgarbiony, z zapadniętymi policzkami kontrastował z eleganckim, wytwornie noszącym się szefem Auswärtiges Amt, co niejednokrotnie w tamtych latach podkreślała prasa nazistowska i światowa. Ribbentrop tkwił głęboko w świecie wykreowanym przez Führera i nie potrafił wyrwać się z jego więzów. Nie ulega wątpliwości, że wszystko, co osiągnął, zawdzięczał Hitlerowi. Na pytanie Gilberta, co w tej chwili sądzi o dyktatorze Trzeciej Rzeszy, Ribbentrop odrzekł: "Wie pan, gdyby Hitler w tej chwili wszedł do mojej celi i powiedział: zrób to — natychmiast bym usłuchał, nawet po tym wszystkim, co teraz wiem. Czy nie jest to zdumiewające? Czy naprawdę nie czuje pan tej niezmiernej, magnetycznej siły jego osobowości?" (R. M. W. Kempner, Trzecia Rzesza w krzyżowym ogniu pytań, s. 357). Usprawiedliwiając swoją postawę, wskazywał na obowiązek dochowania wierności tym ideałom narodowosocjalistycznym, których twórcą był dyktator Rzeszy. Postawę niewolniczej służalczości zachował do końca swych dni, będąc przykładem człowieka "totalitarnego", ukształtowanego w latach istnienia nazistowskich Niemiec. Człowiek ten, powielony w milionach, stan pełnego szczęścia osiągnął w chwili absolutnego podporządkowania się cudzej woli, w tym przypadku — Hitlera. Dla Ribbentropa, do którego przemawiały wyłącznie argumenty siły — tym skuteczniejsze, im większą dysponowały liczbą dywizji, czołgów, samolotów, okrętów, dział i bogactw naturalnych — także proces norymberski był wyrazem triumfu przemocy. Znaczyło to, iż nie umiał on dostrzec i zrozumieć własnej odpowiedzialności rozpatrywanej w kategoriach moralnych, politycznych lub prawnych. Dlatego też z przeświadczeniem o dominacji siły nad racjami merytorycznymi pisał w jednym z ostatnich swoich listów: "Wszyscy wiedzą, że wyrok nie jest do obrony. Ale byłem przecież ministrem spraw zagranicznych Adolfa Hitlera i polityka wymaga, abym został z tego powodu skazany" (J. C. Fest, Oblicze Trzeciej Rzeszy, s. 309—310). Brzmi to mimo wszystko jak dysonans w kontekście chełpliwego zachwytu nad militarnymi sukcesami w wojnie niemiecko-radzieckiej w 1941 roku: "Jesteśmy przecież o wiel silniejsi, niż zdaje się nam samym" (tamże, s. 306). Notatki spisane w norymberskim więzieniu potwierdzają niezrozumienie własnej roli w wywołaniu i przebiegu drugiej wojny światowej, nie świadczą o poczuciu winy. Wręcz przeciwnie — mają być, w przekonaniu Ribbentropa, usprawiedliwieniem własnej polityki. Za wybuch wojny obciążał na przemian niemiecką opozycję albo rząd Wielkiej Brytanii. Nieczęsto zdarzało mu się dystansować od ideologii, z którą był zrośnięty, i wskazywać na różnice dzielące go od innych nazistowskich dygnitarzy. W innej znów rozmowie z Gilbertem zwierzył się: "Wie pan, nie byłem fanatycznym ideologiem, jak Rosenberg, Streicher czy Goebbels. Byłem międzynarodowym biznesmenem, który chciał, aby problemy przemysłowe zostały właściwie rozwiązane, aby utrzymać i we właściwy sposób wykorzystać bogactwo narodu" (tamże, s. 568). Niewykluczone, że właśnie w celu wykazania, iż jego więź z NSDAP nie sięgała tak odległych lat, jak miało to miejsce w przypadku innych oskarżonych, Ribbentrop zapewniał Gilberta o dawnych sympatiach do Deutsche Volkspartei, sięgających roku 1931. Ostatecznie zredagowany akt oskarżenia dostarczono wszystkim aresztowanym, aby mogli zapoznać się z nim i przygotować do mającego rozpocząć się wkrótce procesu. Gilbert wystąpił wówczas z inicjatywą zebrania oświadczeń na ten temat od wszystkich oskarżonych. Ribbentrop, nie siląc się na oryginalność, stwierdził lakonicznie: "Oskarżenie skierowane jest pod niewłaściwym adresem". Panika, jaka ogarnęła Ribbentropa w przełomowych dla przyszłości Trzeciej Rzeszy dniach, nie pozwalała na realną ocenę niedawnych zdarzeń. Ten stan psychiczny nie opuszczał go także w czasie długiego procesu norymberskiego. Wykorzystywał liczne okazje do wielogodzinnych rozmów z lekarzem więziennym i oficerami ochrony. Świadkowie tych dni podkreślali zgodnie, że od chwili rozstania się ze stanowiskiem ministra spraw zagranicznych Ribbentrop poczuł się całkowicie zdezorientowany. Bezradność uniemożliwiała podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Odtąd poszukiwał Ribbentrop wsparcia i rady u wszystkich napotkanych osób. Przemożna obawa o własny los zdominowała jego postawę.
* * *