Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000068
Tytuł:
Wydawca: Iskry
Źródło: Czerwona nić : ze wspomnień i prac rodziny Lederów
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Stefan Leder, Witold Leder,  
Data publikacji: 2005
że w wieku l0 lat miałem publiczną dyskusję z księdzem przed klasą w szkole niemieckiej, gdy napiętnował mnie jako ateistę. W wyniku tych doświadczeń i lektury historycznej byłem zafascynowany pewnymi postaciami - m.in. Różą Luksemburg - które stawały się dla mnie wzorami. Gdy miałem 17 lat, chciałem studiować historię. Był to rok 1938, w Związku Radzieckim przyjęcie na wydział historyczny nie wchodziło w rachubę, ponieważ ojciec został aresztowany. Gdy się żegnał, powiedział: "Masz się uczyć".
Jedyną możliwością były studia medyczne, ale musiałem mieć doskonałe wyniki na egzaminach wstępnych, bo w szkole nie byłem uczniem piątkowym - nie wydawało mi się, aby to było takie ważne. Zmobilizowałem się - bardzo pomogli mi w tym koledzy szkolni - zostałem przyjęty na kierunek sanitarno-higieniczny. Jednocześnie dodatkowo podjąłem zaoczne studia historyczne. Zaczęła się jednak wojna i zgłosiłem się na ochotnika do pospolitego ruszenia. Przeżyłem pierwsze tygodnie obrony Moskwy. We wrześniu przyszedł rozkaz Stalina - studenci medycyny zostali odesłani do uczelni celem kontynuowania nauki na tyłach. Tam, w dalekim Orenburgu, w ciężkich latach 1942-1943, miały miejsce cztery wydarzenia, które chyba wywarły wpływ na moje losy zawodowe. Jedno to pierwsze moje zetknięcie się ze szpitalem psychiatrycznym, tradycyjnym, jakie bywają do dnia dzisiejszego i które mogą zniechęcić wielu studentów do psychiatrii. Drugie - to spotkanie wybitnego lekarza chorób zakaźnych, prof. Braude. Wywarł na mnie duże wrażenie swoją umiejętnością rozmowy, nawiązania kontaktu z pacjentami, żołnierzami chorymi na malarię i dury. Ten znakomity, charyzmatyczny lekarz umiał znaleźć drogę porozumienia się z każdym pacjentem, udzielał im wsparcia, przekazywał chęć niesienia pomocy, wywierał wpływ, dodając otuchy i nadziei. Trzecie wydarzenie - na tyfus plamisty zachorował mój najbliższy przyjaciel i kolega, Mordwin, pochodzący z chłopskiego środowiska, wspierający mnie w nader trudnych warunkach przykładem i pomocą. Leżał w domu, w stanie psychotycznym zabarykadował się w pokoju z siekierą. Opiekowaliśmy się nim przez kilka dni wraz z drugim kolegą w tych dość dramatycznych okolicznościach. Ten bezpośredni kontakt otworzył mi całkowicie nowy świat, odmienny od tego, który widziałem w szpitalu, choć bałem się bardzo. I na koniec jeszcze jeden ważny epizod - uczęszczałem do koła studenckiego prowadzonego przez znanego fizjologa, prof. Alperna. Przygotowałem referat Psychika-mózg-organizm. Znalazł on uznanie w oczach opiekuna, który sugerował, że powinienem się po wojnie zająć tą problematyką.
W 1943 r., po ukończeniu przyspieszonych studiów, znalazłem się początkowo bardzo krótko w Armii Czerwonej, a później w różnych jednostkach l. Armii LWP. Niewiele umiałem, dowódcy nie cieszyli się zbytnio, że dostali lekarza niedoświadczonego, a ponadto inteligenta, niepijącego alkoholu i posiadającego minimalną wiedzę o wojnie na froncie. Miałem także ogromne problemy z chorymi. Jak postępować, jak się zachowywać, jak udzielać właściwej pomocy np. żołnierzom z klasyczną "starą" histerią. Zwłas