Operacja miała na celu ukazanie luksusu, w jakim żyli polscy "krwiopijcy". Litwini i Białorusini, stanowiący większość okolicznych mieszkańców, nie odczuwali jednak klasowej nienawiści, wręcz przeciwnie, usiłowali całować "grafinię" po rękach. Dlatego władze radzieckie przerwały akcję, a ciotka po licznych perypetiach wylądowała szczęśliwie w neutralnym Sztokholmie.
Osobą niezwykłą i pełną
nieopisanego
wdzięku była zajeżdżająca do Małejwsi w najbardziej niezwykłych porach dnia i nocy (i nigdy nie zapowiadająca z góry swych wizyt) ciocia Kasia Baworowska. Przyjeżdżała z dorastającą córką Minią, piękną, podobnie jak matka i, ku zazdrości mojej starszej siostry, chodzącą w czółenkach na wysokich obcasach. Nie mówiąc już o tym, że paliła papierosy w bardzo długiej cygarniczce.
Ciocia Kasia z domu Zamoyska, cioteczna siostra mego dziadka, choć młodsza od niego o całe pokolenie, była osobą, dla której czas nie istniał. Mój dziadek, który często zapraszał ją na obiady w swym warszawskim domu na Frascati, zawsze podawał termin o dwie godziny wcześniejszy od tego, który wyznaczał kucharce. Ciocia Kasia spóźniała się bowiem co najmniej dwie godziny.
|