Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_TS00208
Tytuł: Żołnierz królowej Madagaskaru
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Śląska"
Źródło: Trybuna Śląska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Mariola Woszkowska,  
Data publikacji: 2001-12-29
Żołnierz królowej Madagaskaru
Komedia pomyłek, śpiew, taniec. Safandułowaty mecenas z Radomia ze swoim kultowym powiedzonkiem: „Bój się Boga, Mazurkiewicz!”. Nieznośny Kazio. „Grzeszna” artystka Kamilla, tabuny „Dulskich”, którzy po domowym chadzaniu na przysłowiowy „kopiec Kościuszki”, przemykają się za zakazane teatralne kulisy. No więc, wszystko to jest. Jest nawet zabawa pt. „teatr w teatrze”. Teoretycznie akcja powinna toczyć się wartko, a publiczność bawić się od pierwszej do ostatniej sceny. Niezupełnie tak jest. Niestety. Bo, fakt faktem , niewiele mamy dobrych polskich komedii, a „Żołnierz królowej Madagaskaru” od przynajmniej wieku (premiera pierwszej wersji farsy napisanej przez Stanisława Dobrzańskiego, wówczas dyrektora artystycznego lwowskiego teatru, odbyła się w 1879, a przeróbki dokonał Julian Tuwim w 1936 r.) był sztandarowym narodowym wodewilem. Bawił kilka pokoleń, a wiele kwestii weszło do obiegowego języka. Począwszy od wspomnianego „Bój się Boga, Mazurkiewicz” po „Kaziu, nie męcz ojca”. Propozycja, by wystawić właśnie tę sztukę wyszła od Tadeusza Bradeckiego, szef Teatru Śląskiego ideę zaakceptował i machina ruszyła. Gra niemal cały zespół Wyspiańskiego, wszyscy śpiewają – i może to nie jest najlepszy pomysł… Pierwsza część przedstawienia wlecze się niemiłosiernie. Bradecki mógł nam oszczędzić rozbudowanej sekwencji dworcowej bieganiny. Rzecz w tym, że ilość przebiegów wrzeszczących bab z tobołami nie wywołuje wcale poczucia tłoku i pośpiechu, lecz wyłącznie poczucie irytacji. To dokładnie tak samo jak z gęstym lasem na scenie. Jedno drzewo to knieja, dziesięć to tylko park. Natomiast scena, która widownię bawi autentycznie to społeczna funkcja mecenasa Mazurkiewicza, który jest nomen omen prezesem Towarzystwa Walki z Zarazą Moralną „Lilia Radomska”. Brzmi dziwnie znajomo. Co charakterystyczne w pierwszej części brawa wywołuje kwestia: „a bo to wiadomo, na co człowiek do teatru przychodzi…” Po przerwie, kiedy rzecz rozgrywa się za kulisami teatrzyku jest już o niebo lepiej, akcja nabiera tempa. Nie rażą braki wokalne, bo to przecież teatrzyk nie najwyższych lotów, wystawiający nie najwyższych lotów sztuczkę. Aktorzy Wyspiańskiego doskonale radzą sobie z pastiszem. Kamilla Anny Kadulskiej łączy w sobie w dawkach odpowiednich głupotę i przebiegłość. Wiesław Sławik staje się wreszcie prawdziwym Mazurkiewiczem – prowincjuszem, który oddaje się zakazanym zabawom. A skoro o dobrych, błyskotliwych rolach mowa, to uznanie należy się niewątpliwie Krystynie Wiśniewskiej – Pannie Sabinie, doskonale pastiszowej, podobnie jak Krzysztof Misiurkiewicz – grający aktora Cabańskiego, który jest przekonany o własnej wielkości niczym andersenowski żuk, a przekonanie to wzrasta wraz z ilością wypitego alkoholu. Druga część „Żołnierza” dowodzi, że najwyraźniej Bradeckiego uwiodła w tym przedstawieniu zabawa w teatr. I tę poprowadził z właściwym sobie talentem. Gdyby nie ten wątek sztuki, być może „Madagaskar” nie byłby rejonem, który chciałby poznać aż tak dogłębnie. Problem w tym, że równie ważny jak koniec jest początek. Mariola WoszkowP_Normal_Autor_Po
Żołnierz królowej Madagaskaru, Julian Tuwim, reż. Tadeusz Bradecki, scenografia Urszula Kenar, aranżacja Andrzej Marko, ruch sceniczny Anna Mejer, Teatr Śląski im. St. Wyspiańskiego w Katowicach, premiera 14 grudnia 2001.