Dane tekstu dla wyniku: 27
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000179
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Śmieszni kochankowie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Mariusz Cieślik,  
Data publikacji: 2004
ię przypomnieć ona z tymi swoimi uśmiechami. Co robić, wspominałem już o nieadekwatności pamięci. Z tym łamaniem serc, przyznasz, że to brzmi nieco melodramatycznie. No cóż, o uczuciach uczymy się mówić z amerykańskich filmów. Ja na przykład, jak mnie zostawiła, mówiłem, że na to nie pozwolę i będę o nią walczył. Ciekawe, z jakiego filmu to wziąłem? Chciałbyś o tym porozmawiać? To taki żart. Wiem, że nie chciałbyś o tym rozmawiać, a taka kwestia jest ratunkiem dla nieutalentowanego scenarzysty.
To było jakieś osiem lat temu. To nasze spotkanie w drzwiach. Tylko cześć, cześć, wy na zewnątrz, ja do środka. Ciekawe, czy ci powiedziała, że to ja. Bo coś chyba musiała o mnie wspominać, choćby przypadkiem. Do mnie kiedyś podczas kłótni powiedziała: Maciek, bo tak się nazywał ten poprzedni blondyn przed tobą i przede mną. Może zresztą się łudzę, może byłem tylko kilkumiesięcznym, nieznaczącym epizodem pomiędzy dwoma blondynami o grubych wargach. No właśnie, ten wieczór zimą osiem czy dziewięć lat temu. Chyba wychodziliście do jakiegoś kina albo teatru, nie wiem, może ty pamiętasz, ona raczej szybko zapomina. Ja za to pamiętam doskonale. Znasz te zimowe popołudnia, kiedy ciemno się robi o czwartej i człowiekowi rzygać się chce na samą myśl, że musi wyjść z tych swoich ogrzanych kilku metrów. Jeśli nie muszę, to w taką pogodę nie wychodzę, jak większość mieszkańców tej strefy klimatycznej. Ale wtedy wyszedłem. Nie wiem, co sobie wtedy wyobrażałem. Nasze myśli bywają czasem równie nieadekwatne jak pamięć. Zgadnij, dokąd się wybrałem? Dziś sam bym na to nie wpadł. Pojechałem do swojej byłej dziewczyny, tej poprzedniej, z dawniejszych czasów. Dostała właśnie mieszkanie na drugim końcu miasta i zaprosiła mnie, żebym je zobaczył. Mówię ci, dziś bym nie wpadł na taki pomysł, a wtedy pojechałem ot tak, nie uprzedzając jej, bo nie miała telefonu, a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Nie wiem, co mi się roiło, ale o ile potrafię odtworzyć swój sposób myślenia, to pewnie wyglądał on tak: nawet jeśli mi się nie uda manewr pod tytułem: seks z litości, to chociaż pogadam z kimś, kto się nade mną użali. Seks z litości, znasz to pewnie równie dobrze jak ja. Byłe dziewczyny, które kiedyś reagowały na ciebie drżeniem, czasem znowu wchodzą na właściwe obroty, tylko trzeba nad tym popracować: wybłagać, wymęczyć, wyżebrać. Czasem się udaje, zwłaszcza kiedy rzeczywiście jesteś rozbity. A ja wtedy byłem w takim stanie, że mógłbym służyć jako obiekt doświadczalny studentom psychologii. W każdym razie pojechałem w tę chujową pogodę na drugi koniec miasta. Wszedłem na drugie albo trzecie piętro, zapukałem. I co było dalej, jak myślisz? Otworzyła mi ta moja była, to też z amerykańskiego filmu, ubrana w elegancką bluzkę i seksowny biustonosz pod spodem, który aż się prosi, żeby sprawdzić jego zawartość. Od razu wiedziałem, że nie powinienem wchodzić, ale już nie mogłem się wycofać. To była sytuacja jak z komedii obyczajowej. On w garniturze - przystojny facet z brodą, ona w makijażu i seksownych ciuchach, kolacja przy świecach i ja w tym wszystkim jak facet z księżyca, najmniej potrzebny akurat w tym miejscu o tej właśnie porze. Powinienem się zachować jak Buster Keaton, wejść na chwilę, posiedzieć z kamienną twarzą i zmyć się nie po amerykańsku, tylko po angielsku, ale akurat na ten wieczór wybrałem sobie rolę Groucho Marxa, który w niezapomniany sposób demoluje operę albo statek, robiąc przy tym głupie miny i rzucając razem ze swoją walniętą rodzinką tortami. Gdyby były torty, to pewnie bym rzucił, albo raczej zostałbym obrzucony. Na całe szczęście były tylko sałatki. Więc zabrałem się do degustacji, bo ona zawsze robiła świetne sałatki. Nie przejmowałem się szczególnie tym, że właśnie rujnuję dobrze zapowiadający się romans, żrąc ich kolację, wypijając ich wino i opowiadając o dawnych dobrych czasach, kiedy to byliśmy w sobie tak bardzo zakochani. Facet się tylko uprzejmie uśmiechał, może z lekkim zażenowaniem, udawał nawet zainteresowanego tymi moimi opowieściami, zresztą mogły go przecież naprawdę zainteresować, choć właśnie odbierałem mu szansę na kulturalny seks tego wieczora.
Niby dlaczego nie - myślałem sobie, przecież ja byłem pierwszy. Facet ani nie chciał mnie bić, ani wyrzucić za drzwi. Spokojnie czekał. Od razu zauważył pewnie, że ma do czynienia z kimś, kto właśnie niechcący odstrzelił sobie stopę albo nawet jaja, więc długo nie wytrzyma. Kiedy dziś się nad tym zastanawiam, to jestem pełen podziwu dla nich obojga. Gdyby mnie ktoś zrobił taki numer, poderżnąłbym mu gardło. Oni tylko grzecznie wypraszali mnie na korytarz, kiedy chciałem palić, a później wpuszcz