Dane tekstu dla wyniku: 72
Identyfikator tekstu: PWN_0402000000011
Tytuł:
Wydawca: Iskry
Źródło: Świat jako niespełnienie albo Samobójstwo Don Juana
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_nklas
Autorzy: Jerzy Adamski,  
Data publikacji: 2000
kończącym się "dobrze". Wiadomości powyższe nie przynoszą też odpowiedzi na pytanie, dlaczego w naszym tekście podtytuł zawiera kłamliwą sugestię. Pięć aktów rzeczywiście wyodrębniono, ale utwór Moliera jest z regułami sprzeczny mimo to. Więcej, nie ma w nim nawet próby, wysiłku czy starania, aby tę regularność jakoś utrzymać. Przeciwnie - jakby całkiem rozmyślnie nie przestrzega się tu ani jedności akcji, ani czasu, ani nawet miejsca. Rzecz rozwija się jak powieść przygodowa, a nie jak dramat.
Zaczyna się od tego, że Don Juan, porzuciwszy Elwirę , którą niedawno porwał był z klasztoru przyrzekając małżeństwo, ucieka teraz przed nią, aby w pobliskiej nadmorskiej wiosce przygotować zasadzkę na cudzą piękną narzeczoną. Gwałtowne fale zatapiają jednak barkę Don Juana, poczciwy młody rybak ratuje mu życie, prowadzi do swojej chaty pod opiekę kobiet. Są to dwie wiejskie dziewczyny. Jedna z nich jest narzeczoną wybawcy. Obie wzbudzają namiętność czarującego Don Juana i obie z wzajemnością. Don Juan jednej i drugiej obiecuje małżeństwo. Ale nic z tego: ostrzeżony, że szukają go bracia Elwiry, aby się zemścić za hańbę siostry, ucieka do lasu. Tu spotyka Biedaka, od którego odbiera lekcję niezłomności przekonań, a w chwilę potem rzuca się na ratunek napadniętemu przez zbójców rycerzowi. Ten okazuje się bratem Elwiry, z wdzięczności wielkodusznie odkłada rodową zemstę na później. Don Juan więc rusza do domu. Raptem jednak spostrzega kaplicę-grobowiec, ozdobioną posągiem mężczyzny w rzymskim stroju. Jest to posąg Komandora, który ongiś poległ z ręki Don Juana. Młody pan żartuje ze swego nieżyjącego już wroga. Jest bezpieczny, zemsta za Elwirę została odłożona, dawny wróg leży w grobie, można spokojnie zaprosić go na kolację do domu, dokąd właśnie spokojny już zmierza. Ale ku swemu zdumieniu widzi nagle, że posąg na znak zgody kiwa głową. Kolację jednak zarządza wieczorem w swoim domu, nagli, by ją podano bez zwłoki, lecz niespodziewane wizyty ciągle stają na przeszkodzie. Przychodzi pan Niedziela, wierzyciel, i daje się zwieść, oczarowany uprzejmością arystokraty. Przychodzi ojciec Don Juana i wygłasza moralizatorskie kazanie, odmawiając synowi dalszej opieki i poparcia. Przychodzi Elwira, znowu w habicie zakonnicy, i błaga, by się nawrócił. Na koniec zjawia się posąg Komandora - tak! - i zaprasza Don Juana do siebie. Ten postanawia się bronić. Stwarza pozory, że ustępuje, udaje pobożnisia, ojcu oświadcza, że odtąd będzie żył bogobojnie, brata Elwiry przekonuje, że decyzja zmiany życia na pobożne nie pozwala mu na pojedynek. Mimo to pojawiają się i grożą mu jakieś zjawy, niespodziewanie znowu przychodzi posąg Komandora. Don Juan podaje mu rękę. I ginie rażony piorunem.
W tej serii epizodów nie ma, jak widać, czynnika konieczności dramatycznej, nie ma żadnej nieubłaganej siły jakiejś konieczności logicznej, moralnej czy sytuacyjnej. Jest to ciąg zdarzeń, które mogłyby przebiegać również całkiem inaczej lub trochę inaczej i inaczej się kończyć. Rządzi nimi przypadek. Są to przypadkowe przygody w podróży, podczas marszu czy ucieczki przez las, w wiosce nad brzegiem morza, gdzieś przy kaplicy grobowej przypadkiem odkrytej, a to przed pałacem, a to w pałacu. Nic s