Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000184
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Czwarte niebo
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Mariusz Sieniewicz,  
Data publikacji: 2003
lski machał nóżkami na krześle, Ewunia plotła warkoczyki, a Gogolek - jaki Gogolek? Marcinek - uczepił się nogi charta! Młodnieli, młodnieli z każdą chwilą! Kolejne gesty ich ciałek wymagały coraz większego wysiłku. W małych buziach słowa brzmiały niewyraźnie, kurczyły się w drobne zdania. Stąpali nieporadnie po podłodze, wymachiwali rączkami do góry, podskakiwali i upadali na pupy! Na pupy! Na pupy! Ledwo sięgając stołu, ściągali serwetki, zgniatali kawałki chleba i wpychali do bezzębnych buź.
A czas wciąż kręcił w oczach Belowskiego młyńskie koła. Odrzucał ich jeszcze dalej. W szczelinie podziemi Zygmunt ujrzał dziesięcioro berbeciów! Różowiutkich, pulchnych bobasków, mozolnie wyzwalających się z wielkich ubrań. Ciekawych samych siebie, pokoju, lampionów, wyruszających w podróż po podłodze. Tomaszek się obudził i wydarł wniebogłosy, Gogolek gaworzył, trzymając się nogi charta, ślinił jego nogawkę, reszta, zajęta włoskami, paluszkiem, skórką pomarańczy, odkrywała świat! I potrząsała rączkami! "Dżizas! Chyba dostaję pierdolca!" - Zygmunt zamrugał nieprzytomnie. Raptem ekran zaszedł mgłą i przez twarz Bela-Belowskiego zaczęła przebijać ogromna pierś kobiety w opiętej bluzeczce, przez którą widać było nabrzmiałą brodawkę... No, tak... Niemowlaki ruszyły w jej kierunku. Niezgrabnie , z wysiłkiem, ale ruszyły. Chart z prawej podbiegł do Tomaszka i zdjął go ze stołu, Sychelskiego zsadził z krzesła. Dzieci, raczkując, powędrowały do stwardniałego sutka.
Przebierały śmiesznie nóżkami, klaskały rączkami, wystawiały główki do przodu! "A gu gu! A gu gu!" - niosło się po pokoju. Twarz Belowskiego całkowicie zniknęła, a pierś olbrzymiała, uwydatniał się sutek, pęczniał, rozsadzał bluzkę. Niemowlaki, unosząc buźki, chciały go dosięgnąć. Usteczka rozchylały się ufnie, układały w trąbki, w ślepym zapamiętaniu ssały ekran, ale nie mogły trafić na pierś. Za wysoko była, za potężna. Jedno z nich, może Trawka-Basia, rozpłakało się i uderzało bezradnie piąs