Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000089
Tytuł:
Wydawca: PIW
Źródło: Chleb rzucony umarłym
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Bogdan Wojdowski,  
Data publikacji: 1971
- Przepustki, przepustki. Skąd brać, ja się pytam? Leżą na uhcy? Za samo istnienie trzeba słono płacić i przed każdym transportem dawać w łapę hyclom. A potem? Papierki, numerki. Kupować życie, sprzedawać życie. Handel, jakiego świat nie widział. Dotąd, moją przepustką na życie był mój fach... Nie wierzę w ten cały interes. Żeby przetrwać dzień w kryjówce, trzeba mieć pod ręką ładny brylant. A nazajutrz? To samo! Dla szubrawca Żyd to kopalnia brylantów 5>.
Nie wierzę w ten cały interes... Co jeszcze zostało? Praca, czternaście godzin na dobę za miskę pomyj. Ale praca za miskę pomyj kosztuje. Kogo? Robotnika! Pracuje i płaci za własną pracę, za prawo do pracy i za prawo do istnienia. Każdego dnia, każdej godziny. W najlepszym razie, daje nielegalnie łapówki, te nielegalne łapówki biorą od niego różne nielegalne osoby, a te nielegalne osoby przyrzekają mu święcie chronić jego nielegalne życie. Jehuda, ten świat jest cały nielegalny. I ja, raptem, ni stąd ni zowąd, mam się urządzić w nielegalnym świecie? Ażeby przejść ulicą, z domu do domu, trzeba mieć dolary. Ażeby napić się wody, trzeba mieć dolary. Ażeby wziąć do ręki broń, na to trzeba mieć już grube dolary... A ja mam pustą kieszeń . Ani na przepustki, ani na łapówki, ani na broń.
Pojedyncza rakieta wzbiła się w niebo; opadała nad ruiny, a w jej martwym świetle twarz miał białą jak kość, czarne jamy zamiast oczu.