Dane tekstu dla wyniku: 47
Identyfikator tekstu: PWN_0402000000005
Tytuł:
Wydawca: Znak
Źródło: Ziemia Ulro
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_nklas
Autorzy: Czesław Miłosz,  
Data publikacji: 1977
28
Swedenborg-teolog lokował w swoim stuleciu spełnianie się przepowiedni Apokalipsy. Po Kościele chrześcijańskim została bowiem tylko "obrzydliwość spustoszenia". Upadek religii polegający na tym, że usta wymawiają słowa, w które nie wierzy serce, był już, jego zdaniem, przygotowany w dwóch dogmatach. Dogmat Trójcy, dlatego przyjęty na Soborze w Nicei w 325 roku, że szukano broni przeciwko herezji Ariusza, stanowił łamigłówkę, którą umysł rozwiązuje wprowadzając trzech bogów zamiast jednego. Toteż chrześcijaństwo stało się właściwie politeizmem, choć wieki miały upłynąć, zanim ujawniły się wszystkie tego następstwa. Swedenborg, mimo że racjonalista, nie przyznaje bynajmniej racji arianom, dla których Chrystus był tylko człowiekiem. Wręcz przeciwnie: nie ma innego Boga niż Bóg-człowiek, Stworzyciel nieba i ziemi, który urodził się z dziewicy, umarł i zmartwychwstał. Czyli Chrystus nie jest consubstantialis (słowo to na Soborze podsunął cesarz Konstantyn) z Ojcem, bo sam jest Ojcem, inaczej mówiąc, znamieniem Stwórcy wszechświata jest boska człowieczość. Wielki sekret objawiony Swedenborgowi brzmi: nasz Ojciec niebieski jest człowiekiem. Dlatego też Niebo ma kształt człowieka. Drugi zgubny dogmat dotyczy Odkupienia jako aktu, którym Syn miał przebłagać Ojca za grzechy ludzi. Chrystus otrzymał od Marii pełną naturę ludzką, czyli naturę grzeszną, i życie jego polegało na kolejnym przezwyciężaniu pokus, dzięki czemu natura ludzka została przebóstwiona. Swedenborg uderza tutaj zarówno w katolików, dla których natura ludzka w Chrystusie jest bezgrzeszna, jak w luteranów, którzy głoszą, że człowiek zbawia się wiarą, nie uczynkami, i że może być zbawiony dlatego, że to krew Chrystusa będzie mu poczytana. Błąd zawarty w dwóch dogmatach zdaje się więc polegać na przeszkodach, jakie stawiają one wizji w pełni i skrajnie antropocentrycznej, bogoczłowieczeństwa (Bóg-człowiek i przebóstwienie natury ludzkiej). Wola ludzka jest całkowicie wolna, ale człowiek jest bezwzględnie zły i sam z siebie może czynić tylko zło. Cokolwiek czyni dobrego, pochodzi z boskiego influx (Swedenborg nie używa słowa Łaska), który to influx może albo przyjąć, albo odrzucić. I kosmologia, i etyka Swedenborga są zbudowane dokoła dwóch korespondencji: Ogień równa się Miłość, Światło równa się Prawda – Bóg-Chrystus jest trójcą w tym znaczeniu, że w nim Ogień i Światło, wzajemnie do siebie odniesione, wyrażają się w działaniu. Człowiek zbawia się, jeżeli uzna, że sam z siebie nie jest zdolny do miłości i prawdy; skazuje się na zatratę, jeżeli przypisuje tę zdolność swojemu proprium. Bardzo ciekawa jest u Swedenborga pesymistyczna ocena natury ludzkiej idąca w parze z obroną woli całkowicie wolnej. Wybitnie w tym osiemnastowieczny, odrzuca paraliżujące wolę skutki grzechu pierworodnego. Zgodnie z jego alegoryczną wykładnią Księgi Genezy, Adam i Ewa nie oznaczają bynajmniej pary naszych pierwszych rodziców (człowiek pierwotny żył w stanie bestialstwa), ale pierwszy Kościół (to znaczy pierwszą cywilizację). Takich Kościołów było cztery, a wieść o tym przechowało zarówno proroctwo Daniela w Biblii, jak greckie podanie o wieku złotym, srebrnym, miedzianym i żelaznym. Każdy Kościół miał swoje Objawienie – Bóg objawiał się w swoim ludzkim kształcie, jako "anioł Jehowy", głos, postać płomienna. Upadek pierwszej cywilizacji, kiedy człowiek sobie przypisał zdolność czynienia dobra, zerwał więź między Bogiem i człowiekiem i tak zakończył się Wiek Złoty, co oznaczało pierwsze zwycięstwo Piekieł i ściągnęło na ludzi potop. Następna cywilizacja (czyli Kościół) miała też swoje Objawienie, o którym przechowały się wzmianki w Biblii (Księgi Yasher). Trzeci Kościół był izraelski. Nieprawość rodu ludzkiego stale wzrastała i Piekła stały się tak potężne, że zagroziły Niebu. Zaświaty Swedenborga, jak powiedziałem, są działalnością, ruchem w przestrzeni analogicznej. Warto wtrącić, że Bóg nikogo na Piekło nie skazuje i każdy w takim towarzystwie oraz wśród takich widoków przebywa, jaka jest jego wola, tj. zależnie od tego, co go przyciąga. Potępieńcy, jeżeli znajdą się wśród zbawionych, mają do nich wstręt i cierpią katusze. (Tak mniej więcej przedstawia Piekło w Braciach Karamazow starzec Zosima, a znajomość Swedenborga odzywa się też w następujących jego słowach: "Na ziemi to naprawdę jakbyśmy błądzili i gdyby nie drogocenny obraz Chrystusowy przed nami, zginęlibyśmy i zagubilibyśmy się zupełnie, jak ród ludzki przed potopem. Wiele na ziemi nam zostało zakryte, ale w zamian dano nam utajone wewnętrzne poczucie żywego naszego związku ze światem innym, ze światem górnym, wysokim, a i korzenie naszych myśli i uczuć nie tutaj, tylko w światach innych".) Górny, wysoki świat był tak według Swedenborga zagrożony, że gdyby nie zejście na ziemię Boga-Chrystusa, ludzkość musiałaby ulec zagładzie. Ze wszystkich cywilizacji planetarnych Wcielenie nastąpiło tylko na Ziemi i dlatego Ziemia jest planetą uprzywilejowaną. Czwarty Kościół, chrześcijański, miał obiecane Drugie Przyjście i wydarzenia opisane w proroctwie św. Jana. Siły Piekieł znów wzmogły się po wiekach i czasy się dopełniły. Swedenborg jako rok Sądu Ostatecznego podawał 1757, wykładając Apokalipsę czysto alegorycznie. Sąd odbył się w zaświatach, żadnego końca Ziemi ani ludzkości nie będzie, bo świat wyższy nie może istnieć bez ludzkości, tak jak ta nie może istnieć bez świata wyższego. Drugie Przyjście również nastąpiło, ale nie dosłownie, bo nastąpiło jako prawda zesłana w pismach Swedenborga, które są fundamentem piątego Kościoła, Nowej Jeruzalem. Swedenborg więc całkowicie wyłącza z Pisma Świętego zarówno dane przyrodnicze o dniach stworzenia, jak "rzeczy ostateczne", które przeniesione zostają w sferę czysto duchową. Nie ma u niego zmartwychwstania ciał z wyjątkiem jednego wypadku, Chrystusa. Ale i na próżno ktoś szukałby u niego innej skrajności, metempsychozy. W tym względzie polscy romantycy nie mogliby powoływać się na niego, chyba że go nie rozumieli. Przedstawiona w takim skrócie teologia Swedenborga ukazuje swoje rysy heretyckie. Historyk religii rozpozna w niej bez trudu motywy stare, powtarzające się w ciągu wieków. Boskość człowiecza Stwórcy odsyła nas do gnozy i manicheizmu, gdzie pojawia się obraz Przedwiecznego Człowieka w niebie, poczętego przez Króla Światłości, oraz do Adama Kadmona żydowskich kabalistów. Cztery epoki są nawiązaniem do powszechnego u rozmaitych ludów mitu o Raju, przy czym jest u Swedenborga jakby stop historycznych cyklów powrotnych z silnym millenaryzmem. Sam sobie zadaję pytanie, dlaczego streszczam i czy nie jest to zwyczajną stratą czasu. Bo jednak teologiczny system Swedenborga, dla niego ważny, nie daje pojęcia o powodach, dla których O. W. M. nazywał go drugim Faustem, ale Faustem bez osobistej tragedii. Być może streszczam jakby po to, żeby nie pominąć idei najbardziej wątpliwych, niekoniecznie zresztą zaskakujących, skoro tak wielu znakomitych ludzi wierzyło we własne mesjaniczne posłannictwo. Nie teologia przesądza o znaczeniu Swedenborga, ale jego działalność odczytywania pisma i budowania "słownej przestrzeni", jak w zastosowaniu do Dantego wyraził się Osip Mandelsztam. Choć zupełnie nie poetyckie w swoim stylu, dzieło Swedenborga, podobnie jak Boska Komedia, jest wielkim miodowym plastrem, lepionym według pewnej konieczności przez pszczoły wyobraźni. Człowiek bowiem musi mieć gdzie mieszkać i nie wystarcza mu dach nad głową w sensie fizycznym, jego umysł potrzebuje odniesień i orientacji, pionowych oraz poziomych. Dlatego to chyba mówi się o budujących lekturach. Zresztą, jeżeli Sąd Ostateczny ma oznaczać zakreślenie w świecie duchowym wyraźnej, poprzednio coraz bardziej zacierającej się, linii pomiędzy zbawieniem i potępieniem, z datą 1757 roku nie będziemy się kłócić. Zbiega się ona z początkami przemysłowej rewolucji, która z kolei miała postępować równolegle do duchowego wydziedziczenia. Swedenborg w swojej akcji ratowniczej podejmuje niektóre poglądy znane z innej fazy cywilizacyjnej, nie bez analogii z naszą: z pierwszych wieków po Chrystusie w zhellenizowanych częściach rzymskiego imperium. Chyba ma rację Hans Jonas w swoim dziele o gnostycyzmie (The Gnostic Religion, 1958, 1963), kiedy wśród przyczyn powodzenia gnozy, czyli zbawienia przez sekretną wiedzę, umieszcza dezintegrację polis i ruch drobinowy mieszkańców ówczesnego światowego państwa; a także rozpad religii i filozofii traktującej świat jako ład, kosmos, czyli nowe wtedy poczucie wzajemnej obcości człowieka i świata. Bóg odpowiedzialny za tak zły świat albo nie jest dobry, albo nie jest wszechmocny: gnostycy wybierali dobroć Boga, który jednak stawał się przez to Bogiem Innym, Nieznanym, podczas kiedy Jehowa Starego Testamentu otrzymywał tytuł niższego demiurga. Wcześnie też pojawia się poszukiwanie przymierza pomiędzy człowiekiem i Bogiem Innym, przymierza przedkosmicznego i obróconego przeciwko światu, skoro ten jest w zarządzie Archonta Ciemności. W drugim wieku A. D. u gnostyka Valentinusa z Aleksandrii pojawia się koncept Przedwiecznego Człowieka, następnie, w trzecim wieku, podjęty przez religię mani. Chodzi, ni mniej, ni więcej, o uczłowieczenie samej zasady bytu. Cytuję: "Dla gnostyków istnienie przedkosmicznego Boga «Człowieka» było jedną z głównych tajemnic wiedzy, a niektóre sekty szły nawet tak daleko, że same najwyższe bóstwo nazywały «Człowiekiem». Jedna przynajmniej z gałęzi gnostycyzmu valentyńskiego uważała «za wielki i chroniony sekret to, że imię potęgi wyższej nad wszystkie rzeczy, prapoczątku wszystkiego, brzmi Człowiek»". Chrystus w gnostycznej i manichejskiej spekulacji jest niekiedy samym cierpiącym Człowiekiem przedkosmicznym. U Swedenborga jest wcielonym Bogiem Ojcem-Człowiekiem, choć u niego nie ma skłonności do doketyzmu, tj. bynajmniej nie z pozoru tylko Chrystus urodził się z kobiety, żył życiem materii, umarł i zmartwychwstał. Wszechświat osiemnastego wieku: nieskończona liczba planet wirujących w nieskończonej i absolutnej przestrzeni. Łatwo to napisać, ale spróbujmy tylko to sobie wyobrazić i ustanowić w takiej nieskończoności nasz dom. Swedenborg rozumiał, że jedyną ochronę można znaleźć wyznaczając centralne miejsce Boskiemu Człowieczeństwu. Ale co to jest człowieczeństwo? Oczywiście umysł, czyli to, co dzieje się wewnątrz podmiotu – i stąd ten drugi świat, podmiotowy, nie tylko równoległy do przedmiotowego, ale będący jego uzasadnieniem i celem. Jest to jakby przeczucie Hegla i przygotowana zawczasu antyheglowska szczepionka. Bo przecie rozumna zasada bytu, która u Hegla uzyskuje samoświadomość w człowieku, staje się fundamentem dla ateistycznego prometeizmu. Dostojewski będzie miał rację sprowadzając cały dylemat swego stulecia oraz następnego ("Wsio w buduszczem stoletii") do wyboru pomiędzy Bogiem-człowiekiem i Człowiekiem-bogiem. Oczywiście naukowcy "ściśli" mogą na to powiedzieć, jak to dzisiaj robi Jacques Monod, że zarówno religia, jak pseudoreligia heglizmu czy marksizmu są przeżytkami "tradycji animistycznej" i że "obiektywna prawda" nauki równie mało przychyla się ku jednej, jak drugiej z wojujących stron. Niestety, przy bliższym zastanowieniu się okazuje się, że z "prawdą nauki" nie wszystko już w porządku. Stale muszę tłumić w sobie wątpliwości co do pożytku tego, co tutaj piszę, choć uważam to za część mego powołania poety. Skoro sądzone mi było zostać poetą polskim, muszę po polsku i o Swedenborgu pisać, z niepokojem, trzeba przyznać, bo a nuż komuś przyjdzie do głowy pomysł tłumaczenia go na polski? Już po angielsku, skoro porówna się przekład z łacińskim oryginałem, sporo traci. Język polski ma liczne zalety, ale do tłumaczenia tekstów filozoficzno-religijnych niezbyt się nadaje, bo nie ma po temu słownictwa i brak mu stabilności rytmicznej. Może jeszcze kiedyś pojawi się grupa ludzi piszących, która postawi sobie za zadanie odrodzenie polszczyzny i takie odrodzenie może nastąpić, na razie jednak trzeba liczyć się z jej główną słabością, jaką jest rytmiczna miękkość, niby ciasta, przez co tylko wyjątkowo "twarde" teksty mogą się ostać w przekładzie. Kto wie, czy nie jest to powód, dla którego nie wspomniałem dotychczas o najbardziej pociągającej romantyków idei Swedenborga, o wielkim arcanum małżeństwa, również małżeństwa duchów, jako że anioły jego są obojga płci. Literatura romantyczna przyzwyczaiła nas do pojmowania tego "związku dusz" na sposób zanadto już aseksualny, podczas kiedy Swedenborg kładzie nacisk na seksualność oczyszczoną. Małżeństwo ziemskie jest kluczową dla chrześcijaństwa korespondencją: odpowiada ono małżeństwu niebiańskiemu pomiędzy Miłością (Amor) i Mądrością (Sapientia), pomiędzy Bogiem-Chrystusem i Ecclesią. Stąd też taka u Swedenborga waga związku monogamicznego, który, jeżeli daje harmonię duchową i cielesną, jest niebem na ziemi. Zarazem dzieło na ten temat, Delitiae Sapientiae de Amore Conjugali (Rozkosze mądrości dotyczącej miłości małżeńskiej), zawiera podstawowy wykład o szczególnych cechach związku Adama i Ewy, czyli o różnicach duchowych pomiędzy mężczyzną i kobietą. Do tego jeszcze powrócę, bo arcanum małżeńskie Swedenborga jest kluczem do niektórych utworów O. W. M.
29