Hansson! Ten zdrajca Hansson! Całe szczęście, że wszyscy wzięli go za wariata.
Ta jego książka! Same kłamstwa. Dobrze, że nikt mu nie uwierzył.
Ale tobie, Siostro, nie uda się dłużej mnie zwodzić. Niczego już nie zdradzisz.
Twoje dziecko tam jest. Jest od dwudziestu sześciu tygodni. Całe, zdrowe i nam
przeznaczone. A ty niczego już nie zmienisz. Teraz to życie zależy od nas. I
los, jaki otrzyma, wyda ci się znajomy.
A Poszukiwacze nie uratują już niczego. Niczego nie odkryją prócz bólu. Po zastanowieniu Jakub zgodził się na propozycję gościa. W końcu nie będzie ich najwyżej dwie godziny. W tym czasie Artur, przyjaciel Tomasza, posiedzi z Marią i gdyby się coś stało, zadzwoni do Instytutu. - Chyba rzeczywiście nic tu nie ma. - Tomasz bezradnie rozglądał się po pracowni Marii. - Może powinniśmy sprawdzić w innych salach. - Nie, nie znajdziemy tu tej książki. - Jakub czuł się nieswojo. Rozglądał się po niewielkim pokoiku i zdawało mu się, że ściany poruszają się, napierają na nich. Przez chwilę miał dziwne przeczucie, że ktoś był tu przed nimi. Ktoś, kto szukał tego samego... - Proszę się nie martwić, Artur sobie poradzi. - Tomasz zdawał się nie dostrzegać niczego niepokojącego. Nie odczuwał czyjejś wcześniejszej obecności, nie słyszał
cichutkiego
, szemrzącego chrobotania. - Nie chodzi o Marię. Tutaj nic już nie ma. Oprócz tego... - Jakub skinął głową w stronę stojącego na biurku komputera. - Ale na złamanie hasła jest jeszcze za wcześnie. - Jakub starał się za spokojnymi, zdecydowanymi słowami ukryć lęk. - "Absurdem jest, żeśmy się urodzili, i absurdem, że umrzemy" - wyszeptał pod wpływem nagle ogarniającego go przygnębienia. - Sartrowska trwoga istnienia nic nam więc nie pomoże - odparł szeptem Tomasz. - Coś tu rzeczywiście jest depresyjnego, może wykładziny... - Tomasz zatroskał się nad przyszłością instytutu. Po chwili jednak otrząsnął się i pociągnął Jakuba do wyjścia.
Leżę w wodzie. Głęboko. Coraz głębiej. Maleństwo. Maleństwo! Tylko do ciebie
mogę mówić. Posłuchaj. Posłuchaj mnie. Musisz umrzeć. Nie bój się. To nie boli.
To życie boli. Zaglądają tu i odchodzą. Wzruszają ramionami. Nic. Nic nie widzą.
Nie jest bezpiecznie. Tata nie może się o tym dowiedzieć. Mój czas się kończy.
Zdechły pies jest tylko siedliskiem robaków. Tylko ścierwem. Śmierć jest lepsza.
Leżę tutaj, ale Bóg nie chce mojej śmierci. Nie pozwala mi od
|