Najdroższy ciotki - w tym czasie już i narzeczony, bo akurat co do decyzji poślubienia Anny jego ojciec nie miał zastrzeżeń - był całkiem załamany. Po kolejnej awanturze z ojcem postanowił uciec z domu, pokazać, że potrafi sobie radzić bez jego pomocy. Ponieważ poza fortepianem najbardziej kochał klarnet, zaciągnął się jako klarnecista kontraktowy do orkiestry kawaleryjskiej.
Konno jeździł świetnie
od małego
- latem niemal w ogóle nie schodził z siodła - ale niestety nie przyswoił sobie najważniejszej zasady obowiązującej wszystkich konnych trębaczy i klarnecistów, a mianowicie, że instrumenty należy trzymać na prawo od końskich łbów. Tak więc, ledwo się zaciągnął i wysłał do Anny pierwszy list, wydarzyła się rzecz straszna. Koń, na którym siedział, szarpnął gwałtownie łbem i uderzył w klarnet. Podbity z mocą instrument przebił Michałowi gardło. Młody muzyk skonał, nim sprowadzono felczera.
Podobno nie był to jedyny śmiertelny wypadek tego rodzaju, ale właśnie śmierć Michała i listy pisane przez jego zrozpaczonego ojca spowodowały, że ministerstwo specjalnym rozkazem wycofało klarnety z orkiestr kawaleryjskich w kilka miesięcy po pogrzebie młodzieńca. Pogrzebie, na którym Anna nie była obecna, gdyż leżała w szpitalu, walcząc o życie.
|