ich domem dwa skromne pokoje w pawilonie dla pracowników. Dom Feliksa i Ayi, Ayi i Feliksa. Sypialnia wybita żółtą tandetną tapetą, czerwony salonik, maleńka kuchnia i łazienka. Weranda, z której było widać zniszczony podest do tańca, nazywany kiedyś "parkietem". Aya spędzała tu każdą wolną chwilę, do swojego apartamentu chodziła się tylko przebierać. Miała mnóstwo obowiązków, jako właścicielka i dyrektorka hospicjum, ale wieczorem przychodziła tu, do Feliksa, chociażby po to, aby się przespać.
Zawsze spędzali razem niedzielne poranki. Aya przynosiła śniadanie na tacy, klękała na podłodze, słodziła kawę, nalewała mleko z dzbanka, mieszała kawę
hałasując
łyżeczką o filiżankę. Potem kładła się obok Feliksa, ubrana tylko w koronkową czerwoną bieliznę. Pili kawę, jedli bułeczki i przeglądali tygodniki. Mało rozmawiali. Wszystko zostało już powiedziane i wszystko było wiadome.
|