Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PELCRA_1303919931029
Tytuł: POBOŻNE ŻYCZENIA
Wydawca: Agora S.A.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Jerzy Pilch,  
Data publikacji: 1993-10-29
Kiedy człowiek ogląda Norwegów strzelającym nam, Polakom, pierwszą bramkę, bezwiednie zaczyna szukać pociechy w historii
Przecież były czasy, kiedy myśmy tych Norwegów lali, jak chcieli, myśli kibic, i nie było to znowu tak dawno, laliśmy tych Norwegów nie za Piastów ani nie za Jagiellonów, laliśmy ich nawet nie za sanacji, laliśmy ich za Gomułki i za Gierka. Czyli, myśli kibic z nieubłaganą logiką, myśmy lali Norwegów za komuny. Czyli - uogólnia z rozpaczą - dla mnie, kibica, za komuny było lepiej, ponieważ jak było za komuny, tak było, ale jednak Norwegów tośmy za komuny lali. To jest, rzecz jasna, tylko część prawdy, perswaduje sobie kibic, bo co prawda laliśmy Norwegów, ale przecież bywało i tak, że oni i wtedy nas lali, a jak nie oni, to jacyś inni outsiderzy, jakieś inne futbolowe kopciuszki lały nas albo przynajmniej zmuszały do maksymalnego wysiłku. Pamięć ludzka jest jednak zawodna, uświadamia sobie kibic, przecież zdarzały się nam jakieś haniebne porażki z Albanią, jakieś krwawo wywalczone remisy z Luksemburgiem, więc nie jest tak źle, bo tak źle już bywało. Kibicowi na myśl, że i za komuny ze sportem było kiepsko, raźniej się robi. Tak jest, było ze sportem za komuny kiepsko, to chyba Tyrmand pisał o zeszmaceniu sportu przez komunizm, owszem, Leopold Tyrmand tak pisał i miał rację, choć jak rękę sobie na sercu położyć, to jednak trzeba powiedzieć, że Tyrmand miał rację, ale też nie miał racji, bo z jednej strony komunizm szmacił sport, ale z drugiej strony sport, i to sport komunistyczny, pozwalał się od komunizmu oderwać. Przecież jak nasi zawodnicy strzelali wtedy za komuny bramki, to myśmy nie mieli poczucia, że nasi komunistyczni zawodnicy zdobywają dla nas bolszewickie gole. Lot piłki za komuny nie był naznaczony materializmem dialektycznym i nawet kiedy reprezentanci naszej ludowej socjalistycznej ojczyzny wygrywali z kapitalistami, ich zwycięstwa nie miały dla nas klasowego posmaku. Miały smak czysto sportowy, a nawet, tak jest, antyreżimowy, bo przecież kiedy nasi stali na podium, grali im "Mazurka Dąbrowskiego" , a nie "Międzynarodówkę" . Kibic przypomina sobie łzy dawnego szczęścia i łzę aktualnej rozpaczy rękawem ociera, i dalej swe rozważania na temat futbol a dzieje sumuje. Oczywiście, komunistyczni wodzowie podpinali się pod zwycięstwa naszych chłopców i to było żenujące. Kiedy [Edward] Gierek częstował szampanem naszych piłkarzy po mistrzostwach świata w 1974 roku, to było żenujące, ale i to, choć było żenujące, nie było w końcu proste, bo znów rękę na sercu kładąc trzeba powiedzieć, że patrzyliśmy na Gierka bratającego się z naszą srebrną drużyną z żenadą i politowaniem, ale patrzyliśmy na niego też z odrobiną zazdrości, bo przecież wtedy każdy z nas chętnie by się z Gadochą albo Kasperczakiem napił. Gierek wtedy po prostu wykorzystywał swoje stanowisko służbowe, by choć na gruncie towarzyskim zbliżyć się do tych wielkich ludzi, i naród nie tyle wpadał z tego powodu w euforię, co biernie godził się na to. Jak wiadomo, był to system funkcjonujący na niby , i żeby jakoś funkcjonować, trzeba nieustannie szukać sobie jakichś dojść. Gierek akurat znalazł sobie dojście do piłkarzy i naród to tolerował, bo sam sobie szukał różnych innych dojść, choć dojścia do Gierka naród w 1974 roku już raczej nie szukał. Naród wtedy najzwyczajniej w świecie szukał pociechy w piłce nożnej; jeśli słowo pociecha jest tu użyte niewłaściwie, to można je zastąpić jeszcze zwyczajniejszą potrzebą radości, głodem triumfu. To jest odwieczna potrzeba ludzkości, myśli kibic, a przecież ludzkość składa się z takich ludzi jak ja, czyli ludzkość składa się z kibiców. Więc ludzkość oczekuje bramek, wielkich triumfów na mundialach, euforycznych zwycięstw, czasu, kiedy nasz człowiek wskakuje na podium. Głód euforii może być tak wielki, że kiedy, na przykład ostatnio, po dziesiątkach lat chudych Kolumbijczycy wygrali z Argentyną, z radości zamordowano tam kilkaset osób. Czyli głód euforii może być tak wielki, że może zakończyć się wielką rzezią. Na szczęście, myśli kibic, nasz głód euforii nieprędko się skończy. Norwegowie strzelają trzecią bramkę. Zaczynają się chude sezony.