- Zaczekaj - powiedziałem. - Zaraz wrócę.
Pobiegłem do domu. Wziąłem koc, jasiek, moją piżamę z szafy, latarkę i pudełko zapałek. Poszedłem do kuchni: butelkę po oranżadzie
napełniłem
mlekiem, odkroiłem pajdę razowca, kilka plasterków żółtego sera i kawał boczku. Jedzenie włożyłem do plastikowej torebki śniadaniowej, dorzuciłem dwa jabłka i garść landrynek.
Wróciłem do komórki. Lidia Skowron stała nad otworem, nieruchomo wpatrując się w czerń. Włączyłem latarkę, strumień blasku oświetlił wnętrze ziemianki.
|