Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000179
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Śmieszni kochankowie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Mariusz Cieślik,  
Data publikacji: 2004
- Zaraz poszukam, chodź, poznasz Kasię.
Naprawdę była jego drugą połową, i to tą lepszą. Wyglądała jak egzotyczna ćma z jakiejś Jawy albo Bali, ze swoimi granatowoczarnymi włosami, niemal niewidzącymi piwnymi oczami, opięta czarną sukienką. Jej ręce płynęły w powietrzu jakby osobno, kiedy niecierpliwie oganiała się od rąk Pawła, który chciał jej pomóc. W tych ścianach to ona była królową i musiała mieć królewskie wejście. I miała. Zdawała sobie sprawę ze swojej urody, zachowywała się jak dama. Podała mi swoją szczupłą dłoń i uśmiechnęła się. Chyba jednak nie straciła całkowicie wzroku, bo wpatrywała się we mnie tak intensywnie, że w innej sytuacji uznałbym to za propozycję. Ale nawet zdając sobie sprawę z jej ułomności, nie bardzo wiedziałem, jak się zachować. To było tak, jakbym wszedł w swój własny sen, bo takie kobiety spotyka się w snach albo ogląda w reklamach. Chciałem w pierwszym odruchu coś powiedzieć, przedstawić się. Paweł, który wyglądał, jakby w ciągu kilku minut prawie wytrzeźwiał, zrozumiał od razu i skinął głową, dając mi znak, że to on jest mistrzem ceremonii i poprowadzi naszą rozmowę. Wydało mi się, że ten gest odkrył to, co ukryte. Paweł chciał, żebym opowiedział o naszym studenckim teatrze, i było jasne, że ta opowieść jest przeznaczona dla niej, że było to jedno z jej miłych wspomnień i ja figurowałem na pierwszym miejscu wśród gwiazd tego dawno przez nią obejrzanego filmu. Mówiłem, ale chyba nie miało aż tak wielkiego znaczenia, co mówię. To był tylko pewien system znaków, którego porządek starałem się odczytać. Wiedziałem, że Paweł wie, i czułem, że ona to czuje. Trudno powiedzieć, jak zachodziły reakcje między nami trojgiem. Ale z pewnością brat był jej medium w kontakcie ze mną, tak jak i z całym światem zewnętrznym. Zastępował jej zmysły, które ją zawiodły. Choć wydawało mi się, że sama również nauczyła się w pewnym stopniu odczytywać rzeczywistość bez ich pomocy. Czułem, że Paweł dostarczył jej jakichś informacji na mój temat i że przechodzę jakąś osobliwą weryfikację. Z początku ukrywałem swoje zainteresowanie Kasią, ale w trakcie godzinnego monologu, z rzadka przerywanego zdawkowymi uwagami Pawła, przestałem się kontrolować. Miałem wrażenie, że sprawiam jej tym przyjemność. Obserwowałem, jak bawi się kieliszkiem do wina. Dopiero po dłuższym czasie zauważyłem, że jej twarz jest lekko opuchnięta, jak u niektórych ludzi chorych na serce albo właśnie na cukrzycę. Ale nie to było najdotkliwsze, lecz cierpienie w każdym grymasie ust i w każdym ruchu. Gdyby nie uroda, wyglądałaby jak wiele kobiet po przebyciu ciężkiej choroby: szara twarz, szara cera, szare włosy, sińce pod oczami. Widywałem takie kobiety wielokrotnie. Ale zdawało mi się, że Kasia będzie już zawsze taka jak teraz, że innej nikt jej nie zobaczy. Do końca - pomyślałem nie wiedzieć czemu. Chociaż właściwie wiedziałem. Pamiętałem to przyjęcie i te szepty: ona ma raka. A ona - piękna, długonoga blondynka - wciąż się uśmiechała do swojego męża. Umarła trzy miesiące później. Kasia też się uśmiechała, i to bez wątpienia do mnie, ale był to uśmiech równie smutny. Czy ona mnie widzi?
Cały czas mówiłem o pracy, rodzinie, książkach. Po godzinie podniosła się i podała mi rękę. Paweł podniósł się razem z nią i dał mi znak, żebym poczekał. Wrócił z następną butelką whisky. Podziękowałem.