tem przez siebie stworzonym" jest celem formalnym, celem niemożliwym, który godzi niemożliwość poezji Przybosia z immanentną niemożliwością każdej poezji. Tak ujrzana poezja Przybosia jest obok poezji Ponge'a współczesną próbą rekreacji świata. Ponge dąży do "raju wspólnoty słowa i rzeczy" przez oczyszczanie świata w najdrobniejszej jego rzeczy, w najniklejszym znaku z interesowności i ograniczeń ideologii. Jeżeli dążenia i cele Ponge'a są absolutne, to Przyboś swój kreacjonizm pęta estetyzmem.
Bo czymże jest jego teoria języka poetyckiego, jeśli nie odcięciem się od konsekwencji metafizycznych przeciwstawienia rzecz-słowo, świat-znak? Dlaczego? Bo one by go zawiodły do pojęć i wyobrażeń świata, a więc do nieuniknionego starcia z ideologią. "Język poetycki" zabezpiecza przed zawsze niewiadomym światem, amortyzuje atak, odgradza, stopniuje, rozcieńcza żywioł. Poezja normowana własnymi, odrębnymi środkami wyrażenia nie ma już siły ani sposobu bezpośredniego interweniowania, jest opancerzona i rozbrojona jednocześnie. Konsekwencje są oczywiste: poezja jest czysta,
indyferentna
moralnie, a więc niepotrzebna. Teoria Przybosia jest kompromisem, zbagatelizowaniem roli i uchyleniem się od współdziałania z jego własną bezkompromisową praktyką.
Nie absolutność języka poetyckiego, ale absolutność wyobraźni wyznacza granice poezji, które są rozleglejsze od granic języka i kultur. Gdyby granice poezji przywierały do granic języka, to poezje umierałyby z epokami, które je wydały, a kultury byłyby wzajemnie nieprzepuszczalne.
|