Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k123363
Tytuł:
Wydawca: Czytelnik
Źródło: Heban
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Ryszard Kapuściński,  
Data publikacji: 2004
***
Rano wyjrzałem przez okno. Zdawało mi się, że jestem w wielkim, tropikalnym ogrodzie. Palmy, bananowce, tamaryndy i krzewy kawowe - wszystko to rosło wokół, dom tonął w poplątanej, zbitej roślinności. Wysokie trawy i kłębiące się krzewy tak zewsząd napierały, tak się wszechwładnie panoszyły, że właściwie ludziom nie zostawało wiele miejsca. Podwórko Godwina było małe, nigdzie nie widziałem też drogi (poza tą, którą przyjechaliśmy) i przede wszystkim nie dostrzegłem żadnych domów, choć Godwin mówił mi, że jedziemy na wieś. W tym gęsto zarośniętym regionie Afryki wsie jednak nie są rozłożone wzdłuż drogi (której często po prostu nie ma), ale mają domy rozproszone na dużej przestrzeni i w znacznej od siebie odległości. Łączą je tylko tonące w wiecznej gęstwinie, ukryte dla niewprawnego oka, ścieżki. Trzeba być mieszkańcem wsi albo znać ją dobrze, aby orientować się w układzie tych ścieżek, w ich przebiegu i połączeniach.
Wybrałem się z dziećmi po wodę, bo noszenie wody jest ich zajęciem. Może dwieście metrów od domu płynął zarośnięty łopianami i szuwarem mały, ledwie ciurkający strumyk, w którym z trudem i dużą zwłoką chłopcy napełnili wiadra. Wiadra te niosą później na głowie w taki sposób, że nie uronią kropli wody. Ale idą skupieni i uważnie starają się zachować równowagę swoich drobnych, dziecięcych ciał.