Nie znała mnie dobrze ta moja kochana Danuta, teraz cierpiąca. Chciała być wspaniałomyślna i od początku, całymi latami, starała się wciągnąć mnie do swego zaklętego kółka, w którym tkwili oboje, lecz zawsze w połowie drogi zamierała. Wiedziała dlaczego. Lecz nie zdawała sobie sprawy, że ja także wiem. Wymierzała mnie sobą, sądziła, że zgasnę przebywając poza kręgiem lampy. Nie wiedziała, że mam własne światło. W tym właśnie tkwiła moja przewaga nie tylko nad nią. Nigdy jej nie utracę.
Patrzyłam na nią kątem oka. Mój głos był ożywiony, opinie
bezkompromisowe
, a mózg chłodny jak nigdy. Ona zaś spoglądała na Piotra. Widziałam, jak usiłuje wyjść ze stanu zawieszenia, w którym wciąż trwała. Jak czuje się pominięta i jak stara się odrzucić to pomijanie. Kiedyś nauczyła się gry w szachy, chociaż strasznie ją nudziły. A wymusiła to na sobie, ponieważ ja grywałam z Piotrem bardzo często, biedna, bardzo biedna Danuto, nigdy nie zrozumiesz, moja mądra matko, że biorąc Piotra w całkowite posiadanie, weszłaś w pułapkę.
- Nigdy nie mówiłaś tak emocjonalnie - zauważył Piotr.
|