z opuchniętą ręką. Żona, kobieta wysoka, wyschnięta, zamorzona, powiedziała, że skaleczył się przy robocie. Jak już raz trafiła się robota - bo któż teraz buduje? - to właśnie musiał się skaleczyć! Czy były panie z Komitetu Polskiego? Nie, żadnej pani nie było. Mąż latoś chodził i do inżyniera Zdzitowieckiego, i do doktora Wiórka, od klamki do klamki, ale nic nie wyklamkował. Może inny by co wskórał, ale on? On umie tylko swoją ciesielkę, a poza tym to jest jak Helcia, którą trzeba za rączkę...
Dwuletnia Helcia wyglądała zza matczynej nogi, z drugiej strony tuliła się starsza nieco Kachna, blady Waluś uśmiechał się z zapiecka, Weronka, lat chyba ośmiu, klęczała szorując podłogę, a najstarszy, ten zbój osławiony,
garbonosy
, czarny i chmurny, z głową omotaną szmatami, stał na podwórzu przy oknie.
- Czy dzieci chodzą do szkoły?
|