Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k123266
Tytuł:
Wydawca: Zysk i s-ka
Źródło: W stronę Pysznej
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Stanisław Zieliński,  
Data publikacji: 2008
Z Barabaszowskiej szkoły przemysłu drzewnego wywiedli swój żywot narciarski uczniowie: Zdyb, Lesiecki i Bednarski. Bractwo to, młode i niefrasobliwe, mieszkało razem, zajmując pokoik z werandą w domu, który stał tam, gdzie z Krupówek odchodziła droga na zakopiański rynek. Przez zawsze otwarte drzwi o każdej porze dnia i nocy wchodził, kto chciał z narciarzy, jadł, spał, pożyczał spodnie albo narty, zostawiał wór lub kurtkę na przechowanie - wspólnota tam panowała idealna.
Henryk Bednarski, czyli krótko mówiąc: Bednarz, urodził się w Płocku. Wylądował w Zakopanem mając za sobą ucieczkę z domu i ze szkoły średniej. Żywy, wesoły, wścibski , miejsca nigdzie nie zagrzał. Wszędzie go było pełno, a najwięcej przy pożarach. Przy każdym ogniu działał, ratował, gasił i zawsze coś, ot tak, mimochodem, przynosił do chałupy na użytek codzienny kompanów. A to osmalony zydel z pożaru od Chramca, a to stół przyswędzony z pożaru Klemensówki... Kiedy zapaliła się buda cyrkowa na błoniach zakopiańskich, po chwalebnym ugaszeniu ognia przywlókł Bednarz szmat okopconej celty. I tak się kompania dorobiła wymarzonego górskiego namiotu.
Wspinacz świetny. Tak trzymał się skały, że go nazwano kotem. Na nartach uwielbiał telemarki i nie mógł żyć bez zawodów. Od młodzieńczych lat śmigał po trasach z numerem na plecach i do ostatnich chwil, jakie spędził na wolności, nie opuścił żadnych zawodów w Zakopanem. Przez lat trzydzieści można było oglądać Bednarza, jak w białych pumpach i tyrolskim kapeluszu z piórkiem śmigał telemarkami z Czerwonych Wierchów, nawet w okresie modnych "temposzwungów", lub jak gonił po trasie w kategorii "ol