Obie Danki bawiły się świetnie. Ksiądz proboszcz, już czwarty w kolejności na kazuńskiej parafii, gracz namiętny, ale ostrożny, miał pocieszne brydżowe powiedzonka typu: "Figur na figur, mawiał święty Igur", "Ze stolika gra pomyka", "Dama chodzi sama" i wiele innych. Niektóre wymyślał na poczekaniu, kiedy szła mu karta, co go wprawiało w dobry humor.
Ojciec miał zwyczaj trzymania
kart
w taki sposób, że można było do nich zajrzeć. Trudno powiedzieć, czy ktokolwiek z tego korzystał. Wierzyło się - i prawdopodobnie tak było - że bywający w domu rodziców byli ludźmi uczciwymi. W czasie okupacji grało się, oczywiście, bez pieniędzy. Ksiądz namiętnie lubił wygrywać. Znając sposób, w jaki ojciec trzyma karty, opracował specjalny system. Po rozdaniu kart nie zabierał się do ich układania, lecz nieznacznie, z ukosa, zapuszczał żurawia w stronę taty. Partnerzy wkrótce to zauważyli, toteż obie dziewczyny mówiły od czasu do czasu:
- Tatuchna, karty!
|