Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000172
Tytuł:
Wydawca: SuperNowa – Niezależna Oficyna Wydawnicza Nowa
Źródło: Narrenturm
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Andrzej Sapkowski,  
Data publikacji: 2002
Reynevan nie słuchał. Wjeżdżał w jar. A za jarem, na polanie, wrzała bitwa. Stał tam zaprzęg, dwa przysadziste konie i furgon nakryty czarnym smołowanym płótnem. Obok furgonu jakichś dziesięciu pieszych w brygantynach, kolczych kapturach i kapalinach, uzbrojonych w broń drzewcową, atakowało dwóch rycerzy. Zajadle jak psy. Rycerze bronili się. Zajadle. Jak osaczone dziki.
Jeden rycerz, konny, był w pełnej zbroi płytowej, zakuty w blachy od stóp do głów, znaczy, od kopuły salady po szpiczaste sabatony. Ostrza sulic i glewi odskakiwały od napierśnika, dzwoniły na taszkach i bejgwantach, nie dawały wrazić się w szczeliny. Nie mogąc dobrać się do jeźdźca, napastnicy wyżywali się na koniu. Nie dźgali, starali się nie kaleczyć - w końcu koń kosztował grube pieniądze - ale tłukli drzewcami, co się zmieści, licząc, że szalejące zwierzę zwali rycerza. Koń faktycznie szalał, trząsł łbem, chrapał i gryzł ociekające pianą kiełzno . Szkolony snadź w tym sposobie walki wierzgał przy tym i kopał, utrudniając dostęp do siebie i swego pana. Rycerz jednak kolebał się w siodle tak energicznie, że aż dziw brał, że się w nim utrzymuje.
Drugiego z rycerzy, również w pełnej płycie, z siodła bowiem zsadzić się pieszym udało - teraz bronił się zaciekle, przyparty do czarnego furgonu. Nie miał hełmu, spod odrzuconego kaptura powiewały długie, jasne, okrwawione włosy, spod podobnie jasnych wąsów błyskały zęby. Atakujących go przepędzał ciosami trzymanego oburącz szarszuna, który, lubo długi i ciężki, śmigał w dłoniach rycerza niby jakiś ozdobny dworski mieczyk. Broń była groźna nie tylko z wyglądu - przystęp atakującym utrudniało j