- Jak skończę, przyjdę do ciebie. Zajmie mi to jeszcze jakieś dwadzieścia minut - powiedziałem zaskoczony.
Wyszedł, a ja wróciłem do swojej katorgi. Myślałem już jednak o tym, jakie to dziwne połączenie: Komandos i problemy rodzinne. Zawsze grał
twardziela
, faceta bez ojca, matki i bez żadnych powiązań rodzinnych. Przyszedł do agencji "Kruk" zaraz po służbie w czerwonych beretach i starał się ze wszystkich sił podtrzymać swój mit człowieka, który się kulom nie kłania. Trzeba przyznać, że wychodziło mu to nawet nieźle, jakkolwiek czasem przeginał. Niedawno w dyskotece "Rio" w Parku Leśnym sam jeden poturbował sporą grupę rozrabiaków. Potem okazało się, że przy okazji dostało się także Bogu ducha winnym gościom. Jurek, właściciel naszej agencji, musiał się nieźle natrudzić, żeby ukręcić łeb aferze. Z reguły jednak na Komandosa można było liczyć jak na Zawiszę, a na przekroczeniu kompetencji dawał się złapać rzadko.
Wreszcie oddałem wszystkie papierki Basi, która oczywiście chciała, żebym poczekał, aż je sprawdzi. Odmówiłem kategorycznie.
|