Ten znajomy Stochwicza przywiózł mnie pod klatkę i od razu pojechał sobie.
Starałam się bawić go rozmowa, żeby nie żałował, że mnie wiezie. Ale przeze
mnie zapłacił mandat. Bo chciałam być miła, chwaliłam go, że tak szybko
jeździ. I popisywał się przede mną.
W domu nikogo nie było. Udało mi się posłać łóżko. Położyłam się. Po podróży wszystko bolało mnie jeszcze bardziej. Jadwiga wróciła do domu dopiero późnym wieczorem. Była smutna, zamyślona. Nawet nie zauważyła, że ruszam się jak kukła. I bardzo dobrze, do diabła z jej przeczuciami. - Wyglądasz jak własna śmierć - zawołałam. - Oblałaś egzamin? Tak, ale poszedł mi na rękę, nie wpisał stopnia, tylko umówił się ze mną na inny termin - wyjaśniła. Potem machnęła ręką. - Ale to nie jest ważne. Muszę ci coś powiedzieć. - Tak? - zdziwiłam się uprzejmie. Ostrożnie wsunęłam się pod kołdrę. Bolały mnie wszystkie mięśnie. Czułam się okropnie zmęczona. Ale to mnie nie mogło usprawiedliwić. Jadwiga przestała mnie obchodzić. Ona, Robert... jak film sprzed lat, komedia o ufoludkach. Nic, co mogłoby dotyczyć realnego świata. Nie interesowały mnie jej nieszczęścia. Zamknęłam oczy. - Zrobiłam cos strasznego. Czy ty nadal kochasz się w
Robercie
? - zapytała ostrożnie.
Jej intuicja wydała mi się trochę podejrzana. Skąd wie, o czym teraz myślę?
Znowu telepatia? Otworzyłam oczy. - Stara sprawa - mruknęłam. - Nie warto
gadać. Nawet jeżeli naprawdę nazywa się Kowal, nie Kowalski i wcale się nie
ożenił, to mnie on i tak nic nie obchodzi. Nadęty bubek - nie wiem, skąd to
określenie przyszło mi do głowy.
- Nie ożenił się - Jadwiga niespodziewanie potwierdziła moje przypuszczenia.
- Skąd wiesz?
- A ty... To znac
|