Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000140
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Na lądach i morzach : opisy i opowiadania
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Zbigniew Kruszyński,  
Data publikacji: 1999
pana -nika, sprzed wojny. Podałam kilka niewinnych faktów, do znalezienia w każdym przewodniku. Zdradziłam parę dat z życia domu Windsorów. Nagle oficer zapytał o Janka. Skąd wiedział, że byliśmy tam razem? Spłoszona, nie zaprzeczyłam. Pytał, w jaki sposób go poznałam. Pytał i zapisywał. Potem przeczytał mi moją własną relację, dostosowaną - mówił - do potrzeb protokołu, zamiast: ten, pisał: tamten, i żeby osłabić niepożądany efekt powtórzeń, dodawał: tu już wzmiankowany. Dopiłam i podpisałam.
Mieliśmy z Anną jechać do Anglii, po drugim roku. Zapraszał nas nieoficjalnie pan -mann, znajomy ojca sprzed wojny. Kiedy poszedłem po paszport, poproszono mnie do drugiego pokoju. - Pan Jan -nik - przeczytał moje dane urzędnik z rozłożonej granatowej książeczki. - Chcielibyśmy uzupełnić kilka informacji. Chcielibyśmy, żeby pan nam pomógł. Od razu zapytali o Annę. - Tak - powiedziałem - ma znamię na lewej łopatce. Nie mając nic do wyjawienia ani też nic do ukrycia, postanowiłem zarzucić ich masą nieistotnych detali. Do rzęs używa tuszu wyłącznie czarnego. Lubi niesłodzony dżem z malin. Umiarkowanie przesądna, uważa, że kot, który przebiegł nam drogę, zachowuje ważność tylko do następnego skrzyżowania, tak jak znak drogowy. Sypia tylko na boku - tu skłamałem, bo zdarzało jej się zasnąć przy stole. Czyta poezję klasyczną, powiązaną w sonety. Słucha kwartetów smyczkowych. Nie słucha oper. Z ptactwa imponuje jej kowalik, który więcej biega po pniu, niż lata. Z ryb lubi solę, ale obawiając się ości, połowę zawsze zostawia. Kiedy wypieka sernik, mak przepuszcza trzy razy przez maszynkę do mięsa, żeby był lepki i miękki. Oficer tu nie dostrzegł sprzeczności, nie zapytał, co ma mak do sernika. - Anna - rozwodziłem się - ma pewne wady, z którymi należałoby walczyć. Nie jest punktualna, potrafi przyjść już nie tyle po czasie, co po prostu w innym terminie, twierdząc, że zasiedziała się chwilę. Wylewa fusy po kawie do zlewu, choć wie, że ten zaraz się zapcha. Nie odkłada rzeczy na miejsce, a zaklina się, że ich nie ruszała. Do irytacji doprowadza ją ręcznik, jeśli wisi wilgotny. Nie liczy się z pieniędzmi, a powinna. Boi się panicznie pająków. Odrazą napawa ją befsztyk krwisty, przepada natomiast za oleistą , mdłą chałwą. Nudzi się przy telewizji, ale w teatrze słucha z napiętą uwagą dialogów, kabotyńskich, jakimi celują w siebie aktorzy z przesadną dykcją. Kolekcjonuje koleżanki, jeszcze od szkoły podstawowej. Potrafi z nimi godzinami rozprawiać o rzeczach nieistotnych (jak te, które nadal relacjonowałem). Jeśli chodzi o incydent w pociągu, to owszem, posiadała ważny bilet na przejazd do stacji, a jedynie odmówiła okazania go, gdyż uznała, że pociąg jest brudny, śmierdzący i - cytuję - zimno w nim jak w psiarni. Konduktor ujął się honorem całego kolejnictwa, wypisał mandat i bezprawnie zatrzymał legitymację. Dojechaliśmy na miejsce wieczorem, już dobrze po jedenastej, bo pamiętam, że tramwaj był nocny, z numerem jak negatyw, biała piątka na czarnej tablicy, a nie odwrotnie. Bilety sam skasowałem tym razem. Bieliznę nosi na ogół jedwabną, a bawełnianą tylko w czasie mrozów.
Od dawna widziałam jego zainteresowanie dla płci jako takiej. W sklepie wybierał kasę z kasjerką najmocniej umalowaną, której odrosty już zaczynały wkręcać się w papiloty. W tramwaju ustawiał się wśród pasażerek, a w pociągu, sądzę, że był w stanie zgwałcić cudzą miejscówkę, byle tylko siedzieć naprzeciw jakiejś wagonowej piękności. Na ulicy wzrok mu przeskakiwał od twarzy do twarzy, jakby kobiety szły nią zawodowo, gonił dla sportu plecy z widoczną pod bluzką haftką od biustonosza, a w sklepie