Dane tekstu dla wyniku: 19
Identyfikator tekstu: PWN_1202900002623
Tytuł: Bóg Różewicza
Wydawca:
Źródło: Ozon nr 22
Kanał: #kanal_prasa_tygodnik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Tomasz P. Terlikowski,  
Data publikacji: 2005
zesnym miejscu - obrońcy narodowej tożsamości oskarżają sojuszników zza Atlantyku o zalew europejskich kin hollywoodzką sieczką, która psuje gusta i nokautuje lokalną produkcję. Tymczasem wbrew stereotypowym opiniom jankesi są dziś potęgą w dziedzinie filmu artystycznego. Wystarczy prześledzić ostatnie 15 lat festiwalu w Cannes, najczulszego barometru trendów w ambitnym kinie. Amerykanie wywożą stamtąd nagrody niemal hurtowo. Tryumfy Lyncha, braci Coen, Tarantina czy Van Santa są tu już regułą.
Co sprawia, że takie filmy jak "Broken Flowers" podobają się Europejczykom, a na Amerykanach nie robią większego wrażenia? Na pierwszy rzut oka obraz Jarmuscha jest filmem do bólu amerykańskim. Reżyser po raz kolejny proponuje kino drogi - typowy gatunek "made in USA" tak jak western. Bohaterem jest tu, jak przystało na amerykański sen, człowiek sukcesu - Don Johnston, biznesmen, który zbił fortunę na firmie komputerowej. Pewnego dnia dostaje anonimowy list z informacją, że 20 lat wcześniej spłodził syna. Gmerając w pamięci, odnajduje pięć kobiet, które mogą być matkami dziecka. Zamierza je odwiedzić i poznać prawdę.
W rękach hollywoodzkiego realizatora ten scenariusz zaowocowałby komedią romantyczną. Podobnie jak hollywoodzcy fabrykanci przebojów Jarmusch zadbał, aby jego film skrzył się od gwiazd: główną rolę gra modny ostatnio Bill Murray, a u jego boku stoi elitarna, transatlantycka żeńska drużyna: Sharon Stone, Chloe Sevigny, Julie Delphy i Tilda Swinton.