Wiedźmin odwrócił głowę. Słyszał
krzyki dzieci, bawiących się w wyschniętej, wewnętrznej
fosie
otaczającej zamkowe ogrody. Było ich około dziesięciu. Smarkacze czynili drażniący uszy harmider, przekrzykując się nawzajem cienkimi, podnieconymi, łamiącymi się w falset głosami. Biegali dnem fosy tam i z powrotem, przypominali stadko szybkich rybek, błyskawicznie i nieoczekiwanie zmieniających kierunek, ale zawsze trzymających się razem. Jak zwykle, w ślad za rozjazgotanymi, chudymi jak strachy na wróble starszymi chłopcami biegł zdyszany malec, w żaden sposób nie mogący nadążyć.
- Sporo ich - zauważył wiedźmin.
|