Obie dziewczyny uśmiechały się, błyskając zębami, mrużąc oczy, od kącików których biegły ku uszom szerokie, sine pasy tatuażu. Mięśnie grały na mocnych udach widocznych spod rysich skór otaczających biodra, na nagich, krągłych ramionach powyżej rękawic z kolczej siatki. Sponad barków, też osłoniętych kolczugą, sterczały rękojeści szabel.
Pryszczaty wolno, wolniutko
zgiął
kolana, upuścił nóż na ziemię.
Z dziury w rumowisku rozległ się grzechot kamieni, chrobot, po czym z ciemności wynurzyły się dłonie wczepione w poszczerbiony skraj muru. Za dłońmi pojawiły się kolejno - głowa o białych, przyprószonych ceglanym miałem włosach, blada twarz, rękojeść miecza, wystająca znad ramienia. Tłum zaszemrał.
|