Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000027
Tytuł:
Wydawca: Iskry
Źródło: Alfabet : wybór z pamięci 90-latka
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Ryszard Matuszewski,  
Data publikacji: 2004
ch wszelką współpracę z prasą i wydawnictwami w PRL. Nic dziwnego, że już później nigdy z Terleckim się nie spotkałem, choć żył długo i gdyby jakiś przypadek po latach nas zbliżył, mielibyśmy zapewne o czym ze sobą rozmawiać, zwłaszcza że owe lata powojennego izolowania się londyńskiej emigracji dawno minęły i późniejszy, wykładający na amerykańskich uniwersytetach Terlecki, uczeń Leona Schillera i wybitny znawca teatru, był też już po trosze kim innym niż działacz z pierwszych lat powojennych.
Skoro jednak los - z jednej strony - chciał, byśmy się już więcej nie spotkali, z drugiej - krótkiemu, przedwojennemu spotkaniu z Terleckim poświęciłem wzmiankę w moich "Chmurach na pogodnym niebie", i skoro dziś, w r. 2003, polski Pen Club i Stowarzyszenie Pisarzy zorganizowały wieczór poświęcony jego pamięci, niech mi będzie wolno przypomnieć owo zamierzchłe zdarzenie. Wiosną 1938 r., w siedzibie Polskiej Akademii Literatury w dawnym pałacu Tyszkiewiczów przy Krakowskim Przedmieściu odbyła się uroczystość przyjęcia nowego jej członka, którym na miejsce zmarłego Bolesława Leśmiana wybrany został Kazimierz Wierzyński. Wierzyński, który w ciągu kilku lat poprzednich nie tylko drukował mi od czasu do czasu moje młodzieńcze wiersze w prowadzonej przez siebie kolumnie literackiej "Gazety Polskiej", ale także, w związku z tym, spotykał się ze mną, zlecił przysłanie mi zaproszenia na tę uroczystość. Zaproszenie było na dwie osoby i poszedłem tam z moją narzeczoną Beatą, która na tę okazję włożyła efektowną długą suknię z lśniącego, pąsowego weluru, stanowiącą wówczas ukoronowanie naszych zabiegów, mających rozwiązać problem toalety wieczorowo-balowej, podkreślającej urodę mojej 23-letniej wybranki serca. Pięknie wyglądała z obnażonymi ramionami, w srebrnych pantofelkach i połyskliwym, srebrzystym diademie, okalającym jej czarny warkocz, upięty w koronę. Toteż kiedy po części oficjalnej zebrania, podczas której Wierzyński wygłosił laudację swego wielkiego poprzednika, rozpoczęła się część towarzysko-bufetowa, kilka osób z literackiego świata Warszawy podeszło do nas, co przypisywałem przede wszystkim aparycji Beaty. Łaskawą rozmową raczyła nas zaszczycić sama Zofia Nałkowska. Miło wypytywała, co piszę i co Beata studiuje. Potem wdali się z nami w krótką rozmowę - znany mi już przedtem Stefan Napierski i towarzyszący mu Tymon Terlecki, wówczas niezwykle przystojny młodzieniec. Ta krótka rozmowa zaowocowała dość nieoczekiwanym towarzyskim gestem z ich strony: gestem utrzymanym w wyraźnie staroświeckim dla nas już wtedy stylu. Zapewne potraktowali nas jako małżeństwo i uznali rozmowę za okazję: nazajutrz pojawiła się bowiem u nas tzn. w domu mojej matki na Złotej, gdzie mieszkaliśmy, postać, którą dziś już tylko najstarsi z warszawiaków pamiętają, a mianowicie posłaniec w okrągłej czapce z czerwonym otokiem. Przyniósł krótki list z dwiema wizytówkami. Obaj panowie wyrazili chęć złożenia nam wizyty. Naturalnie zaprosiliśmy ich, rozbawieni, na najbliższą niedzielę na kawę, na godzinę dwunastą w południe. Przyszli z bukietami, odsiedzieli etykietalne 15 minut, po czym poderwali się i zaczęli żegnać. Kiedy wyszli, wybuchnęliśmy oboje z Beatą serdecznym śmiechem. Nie przypuszczaliśmy wtedy, że dni jednego z naszych gości są tragicznie policzone, a drugiego j nigdy już później w życiu nie spotkamy.
Dziś, kiedy w 65 lat po tamtym zdarzeniu zainteresowałem się biografią Terleckiego, znalazłem w niej wiele szczegółów zaskakujących. Żył 95 lat. Wkrótce po wojnie ożenił się z popularną pieśniarką, występującą pod artystycznym pseudonimem Tola Korian. W r.1983 owdowiał. W cztery lata później, mając 82 lata, pojął za żonę polonistkę i tłumaczkę, Ninę Taylor. Ta całkiem jeszcze młoda osoba pielęgnowała go później w chorobie. Poznałem ją niedawno w Warszawie, na krótko przed wspomnianym już wieczo