Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000195
Tytuł:
Wydawca: SuperNowa
Źródło: Dzieci nocy
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Witold Jabłoński,  
Data publikacji: 2001
robić? Ktoś ze służby hotelowej? Intruz z zewnątrz? Ciałem detektywa wstrząsnął lekki dreszcz. Ktoś buszował w apartamencie, podczas gdy on był praktycznie bezbronny. Może więc ten dziwny napis był jakąś wskazówką, przeznaczoną tylko dla niego? Ostrzeżeniem? Hm, nie zamierzał przecież zajmować się religią. Na dalsze rozmyślania nie było czasu. Za oknem trzepotał błoniastymi skrzydłami i popiskiwał mały, zwinny chiropter. Azimow odsunął szybę, wsiadł do biowehikułu i pofrunął na podbój Warszawy.
Ogromna, trupioblada jak twarz przeciętnego nocnika, tarcza księżyca oświetlała srebrzystym blaskiem dachy wspaniałych budowli, pomysłowo wmontowanych w zabytkowe wieżowce i kamienice. Kola po chwili wahania zdjął noktowizory i stwierdził, że jego wzrok natychmiast przystosował się do panujących ciemności. Noc wyglądała teraz jak dzień odbity w przydymionej lustrzanej tafli. Widział wszystko doskonale: sunące ulicami konne zaprzęgi i powozy na księżycowe baterie, a nawet twarze spacerujących nocników. Po dwóch godzinach obowiązkowej pracy twórczej, czyli głównie programowaniu wirtualnych gier dla słoneczników na następny dzień, królowie nocnej stolicy wędrowali po mieście w poszukiwaniu ulubionych rozrywek. Chiropter Azimowa przefrunął niemal bezszelestnie nad upstrzoną masą różnobarwnych światełek dzielnicą chińską, zamieszkaną przez emigrantów, a raczej uciekinierów z Sybirii. Jękliwe tony egzotycznych instrumentów i woń kadzidełek rozmarzyły przez chwilę detektywa, posłał więc tęskne spojrzenie ku dziel nicy rosyjskiej, mieszczącej się po drugiej stronie Wisły na Pradze. Wydało mu się nawet, że dosłyszał stamtąd dźwięki bałałajki. Czyżby aż do tego stopnia wyostrzył mu się słuch? Na to było chyba trochę za wcześnie. Rockefeller mówił przecież, że transformacja będzie przebiegać stopniowo. Na dowód powolności przemian ciągle dawał mu się we znaki lodowaty chłód nocy.
Mijało go wiele innych ciemnolotów, z których był bezgłośnie pozdrawiany. W pewnej chwili przesunął się nad nimi majestatyczny sterowiec. W dole widział pływające po Wiśle iluminowane gondole. Zręcznie przeleciał nad bulwarami, a potem między dwoma monstrualnymi posągami górującymi nad kolumną Zygmunta, przedstawiającymi dwóch starożytnych mistrzów absurdu, Gombracego i Witkowicza. Kierował się w stronę Starego Rynku, przy którym znajdował się interesujący go lokal. Wylądował na jednym z kryszt