Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_p00002633813
Tytuł: Poczekajmy na prawnuki
Wydawca: Polityka - Spółdzielnia Pracy
Źródło: Polityka nr 2702
Kanał: #kanal_prasa_tygodnik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Ludwik Stomma,  
Data publikacji: 2009-04-25
umowy czy wręcz etyki zawodowej. Tak więc na poparcie pozapolskiej, poważniejszej prasy liczyć nie może. W toczonych ponoć walkach strzelałby Sikorski do Rosjan. To może nieprawda, jego późniejsze antyrosyjskie wypowiedzi już jednak są udokumentowane. Tak się składa, że - łagodnie mówiąc - w Niemczech, Francji, Hiszpanii, a dzisiaj także w obamowskiej Ameryce nie budzą one entuzjazmu. Czasy się zmieniły. Epigoński mit polityka zbudowany na nienawiści do Moskwy po prostu już dzisiaj nie działa.
Rząd zarzuca prezydentowi, iż przez jego działanie, mniejsza tym razem o Sikorskiego, straciliśmy okazję na uzyskanie innych korzyści i obsadzenie kluczowych pozycji w Sojuszu. "Gazeta Wyborcza" pisze: "Według nieoficjalnych informacji chodziło o batalion łączności NATO w Polsce i wysokie stanowisko dla Polaka w sekretariacie NATO". Ten zarzut wydaje mi się już nieskończenie absurdalny. Parę tysięcy lat historii, tak jak i nasza narodowa praktyka, nauczyły nas, że konfitury rozdają zwycięzcy. Z rządowej teorii wynika jednak, że więcej dostalibyśmy, sprzeciwiając się nieuniknionemu, niż je popierając. Doprawdy wysoce dziwaczna logika. Dlaczego jednak, pomimo stanowiącej ostatnią szansę inicjatywy Lecha Kaczyńskiego, i tak nie dostaliśmy słodyczy ani nawet słoika drugorzędnego dżemu? Bo po prostu łakocie zarezerwowane są dla rozsądnych dzieci. Opinia zaś o postawie polskich przedstawicieli w polityce międzynarodowej jest już od dawna ukształtowana, na co żadna wolta polityczna bezpośredniego wpływu mieć nie może. Nikt nie chce mieć w swoim gronie partnerów uważanych, słusznie czy nie słusznie, za permanentnych pieniaczy i malkontentów. Brzydka to kwalifikacja, ale przesłanki do niej, nie da się zaprzeczyć, istnieją. Czegoż to już bowiem nie było! Patetyczne umieranie za Niceę, walka do upadłego o niemający żadnych szans pierwiastek, obstrukcja, wbrew solennym obietnicom w kwestii traktatu lizbońskiego, awantura gruzińska etc. Wszystko to, w świecie polityki tak europejskiej, jak i północnoatlantyckiej, na tyle podważyło autorytet Polski, że znowu trzeba będzie lat, aby wybić się na państwo szanowane i brane poważnie. Trudna to musi być praca, kiedy raz po raz zaśmiewa się Europa z publicznych sporów najwyższych polskich przedstawicieli o krzesła, nie w przenośnym, ale najdosłowniejszym mebla sensie. Pisał ongiś Nikołaj Wasiljewicz Gogol o pewnym nazbyt krewkim osobniku: "Owszem Aleksander Macedoński był wielkim człowiekiem, czy jednak warto o to łamać krzesła?". My tej nauki nie przyjmujemy. A dlaczego? - Rzecz najzupełniej oczywista. Przecież nie będziemy się uczyć od ruskich. Co ruskie, to złe, wredne i mongolskie. To też, za misję sobie poczytując, usiłujemy wytłumaczyć światu. Tyle że dziad przemawiał do obrazu. Świat jakoś nie chce nas słuchać, wzrusza ramionami, a w końcu zaczyna się denerwować wobec natręctwa.
Nowy prezydent USA zaczyna kadencję od wyciągnięcia ręki do Moskwicyna. I nic go nie obchodzi, żeśmy w wiernopoddańczym uniesieniu kupowali od niego, i tylko od niego, zepsute albo przestarzałe samoloty, za cenę których cała kwestia opieki zdrowotnej w kraju byłaby już dawno rozwiązana. Skoro tak bardzo chcieliśmy tarczy, to i na niej wrócimy do nadwiślańskich pieleszy. W wielkiej rozgrywce, jaką są globalne stosunki międzynarodowe, to Rosja jest, w przeciwieństwie do Rzeczpospolitej, nie do po