Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k1231225
Tytuł:
Wydawca: Społeczny Instytut Znak
Źródło: Kamień na kamieniu
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Wiesław Myśliwski,  
Data publikacji: 2008
- A ptactwa dużo pan ma?
- O, jest tego, jest. Kur, gęsi, kaczek i innych. Zatrzęsienie. Ale lubię ptactwo. Rano jeszcze drzwi pan od chlewa nie otworzy, a tam szum, jak poczują tylko, że to pan. A kiedy im otworzę, to jakby zastawę we młynie otworzył. Wali to przez pana, pod panem, nad panem. Jedna chmura pierza. I całe obejście zaraz w pierzu, ziemia, niebo. Pies nawet jak próbuje szczekać, to przydusi go to pierze, że jakby skądś zza muru szczekał. A gdakania, gęgania, kwakania, gulgotania jeszcze więcej niż pierza. A niech to wszystko zacznie ziemię dziobać, to aż ziemia drży, jakby grad w nią walił. Wyjrzy cielę z chlewa, i się zaraz chowa. Chcesz pan konia zaprząc, to go musisz pan przez ten wrzask siłą ciągnąć. Mam indyki, mam perliczki. Ale perliczki jak perliczki. Spokojniutkie , struchlałe, jakby zagubione między innym ptac twem. Nie pchają się, nie wadzą. Bo kury to hołota. Tyle, że jaja znoszą. Przyjdzie zima, jaja drogie i się jakoś wyrównuje. Mam nawet dwa pawie. Trzymam je, bo się ludzie już przyzwyczaili we wsi mówić, tam gdzie te dwa pawie. Czasem ogon któryś z nich rozwinie, to i tęczę swoją mam. Jest na co popatrzyć. Choć prawdę powiedziawszy, nie wiem, ile tego mam. Bo nie liczę. Zresztą jak policzyć, gdyby nawet się chciało? Rusza się to, skacze, dziobie, bije, trza by ze sto oczów mieć. Jeszcze niech tak słonko obejście zaleje, to się wszystko mieni. Nieraz jak do stu uda mi się doliczyć, to już dalej mi się nie chce. Bo i po co ja to liczę, myślę sobie? Przybędzie mi co od liczenia? Niech sobie żyją nie policzone. Wiedziałbym, ile mam, to musiałbym się zamartwiać, gdyby mi tak gęś czy kura, czy kaczka zginęła. I chodź wtedy, szukaj po czyichś obejściach, po sadach, po zagatach, zastodolach i wypytuj się ludzi, czy kto gdzie nie widział. A we wsi nie ma gdzie tak szukać. Chałupa przy chałupie, wszyscy w kupie. To trzeba by sąsiadów posądzać. Bo kiedy coś zginie, sąsiedzi najbliżsi. Choć może po to są sobie ludzie sąsiadami? A gdy jeszcze w niezgodzie z sąsiadami, to tym bardziej najbliżsi. Alboby trzeba potrzaski na tchórze zastawiać, żeby mógł się i sąsiad czasem złapać. Choć i tchórzem nie należy w takich razach gardzić.
Poniedziałek był, poprosił mnie z rana, żeby i jego ogolić. Bo w poniedziałek wypadał dzień targowy i od rana wszyscy na sali szykowali się do odwiedzin. Ledwo świt w okna zajrzał, już szeptali, wzdychali, odmawiali pacierze. A niektórzy gdzie tam jeszcze przed świtem się budzili, jakby do obrządku stworzeń czas już było. Tak że gdyby chciał ktoś dłużej pospać, to w poniedziałek się nie dało. Gdzieś skrzypnęło łóżko i zaraz wszystkie łóżka zaczynały skrzypieć. Choć przeważnie kto się pierwszy b