Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k123357
Tytuł:
Wydawca: Czytelnik
Źródło: Cesarz
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Ryszard Kapuściński ,  
Data publikacji: 2005
D.:
Ostatni rok! Tak, ale któż mógł wówczas przewidzieć, że ów siedemdziesiąty czwarty będzie naszym rokiem ostatnim? Owszem, czuło się jakąś mglistość, smętne jakieś odmętne niewydarzenie, jakąś nawet odmowność , a i w powietrzu coś tak to ciężko, to nerwowo, to napięcie, to zwiotczenie, raz zwidnienie, raz ściemnienie, ale żeby z tego, tak nagle, prosto w przepaść? I już? I nie ma? I oto patrzycie, a pałacu nie widzicie. Szukacie go, a nie znajdujecie. Pytacie, a nikt wam nie odpowie, gdzie on. A zaczęło się - no właśnie, chodzi o to, że to się tyle razy zaczynało, a jednak nie kończyło, tyle było początków, a żadnego finału ostatecznego, i przez takie nie kończące się zaczynanie, przez tyle początkowań bezkońcowych powstało w duszy oswojenie, pocieszenie, że zawsze się wywiniemy, podniesiemy, że co mamy, nie oddamy, bo najgorsze przetrzymamy. Ale w tym oswojeniu zaszła w końcu pomyłka. Oto w styczniu pomienionego roku generał Beleta Abebe, udawszy się na inspekcję do Ogadenu, zatrzymał się w Gode, w tamtejszych koszarach. Nazajutrz przychodzi do pałacu niesłychany meldunek - generał aresztowany przez żołnierzy, którzy zmuszają go, aby żywił się tym, co oni otrzymują do jedzenia. Jedzenie najwyraźniej tak podłe, iż powstaje obawa, że generał rozchoruje się i umrze. Cesarz wysyła jednostkę desantową swojej gwardii, która uwalnia generała i przywozi go do szpitala. Teraz, mój panie, powinna wybuchnąć awantura, ponieważ dostojny wszechwładca w godzinie wojskowo-policyjnej poświęcał armii całą uwagę, stale podnosił żołd i zwiększał dla niej budżet, a nagle okazało się, że wszystkie podwyżki panowie generałowie wkładali do kieszeni dorabiając się wielkich majętności. Aliści cesarz nie skarcił żadnego generała, a owych żołnierzy z Gode kazał rozpędzić, przepędzić. Po tym przykrym i godnym zapomnienia incydencie, wskazującym na pewną niesubordynację w wojsku - a mieliśmy największą armię w czarnej Afryce, przedmiot nie ukrywanej dumy najjaśniejszego pana - zapanował spokój, ale tylko na krótko zapanował, bo w miesiąc później napływa do pałacu nowy meldunek, też jakże niesłychany! Oto w południowej prowincji Sidamo, w garnizonie Negele żołnierze wywołują bunt i aresztują wyższych oficerów. Poszło o to, że w tej tropikalnej mieścinie wyschły żołnierskie studnie, a oficerowie zabronili żołnierzom brać wodę ze swojej studni. Żołnierze z powodu pragnienia potracili zmysły i wszczęli rebelię. A już by tam trzeba wysłać desant cesarskich gwardzistów, żeby ukrócili, uśmierzyli, ale wspomnij sobie, mój panie, że jest to ów straszliwy i jakże niepojęty miesiąc luty, kiedy w samej stolicy następują wypadki tak nagłej i wywrotowej natury, że wszyscy zapomnieli o onym krnąbrnym żołnierstwie, które w dalekim Negele dorwawszy się do oficerskiej studni opija się wodą. Wypadło bowiem przystąpić do tłumienia buntu, jaki wybuchł w samej bliskości naszego pałacu. Jakże zaskakująca była przyczyna gwałtownego podniecenia, które opanowało ulicę! Wystarczyło, że minister handlu podniósł cenę benzyny. W odpowiedzi taksówkarze natychmiast zaczynają strajk. Następnego dnia już strajkują nauczyciele. Jednocześnie na ulicę wychodzą licealiści, którzy atakują i palą miejskie autobusy, a niechże wspomnę, że towarzystwo autobusowe było własnością dostojnego pana. Policja stara się ukrócić te wybryki, chwyta pięciu licealistów i dla uciechy stacza ich ze wzgórza strzelając do owych turlających się chłopców, z których trzech trupem kładzie, a dwóch ciężko rani. Po tym zdarzeniu nastają sądne dni, zamęt, desperacja i obelżywość! Na wsparcie licealistom ruszają w manifestacji studenci, którym już ani w głowie nauka i wdzięczna pilność, a tylko wszędzie nosa wścibianie i niekorne podkopywanie. Teraz walą prosto na pałac, więc policja strzela, pałuje, aresztuje, psami szczuje, ale nic to nie pomaga i oto, żeby uciszyć, załagodzić, dobrotliwy pan poleca odwołać podwyżkę cen na benzynę. Cóż z tego, kiedy ulica nie chce się uspokoić! Na to wszystko, jak grom z jasnego nieba, przychodzi wiadomość, że w Erytrei zbuntowała się II Dywizja. Zajmują Asmarę, aresztują swojego generała, zamykają gubernatora prowincji i ogłaszają przez radio bezbożną proklamację. Żądają sprawiedliwości, podwyżki żołdu i ludzkich pogrzebów. W Erytrei ciężko, mój panie, tam wojsko walczy z partyzantami, moc narodu ginie, więc istniał od dawna problem pochówku, a mianowicie, żeby ograniczyć nadmierne koszty wojny, prawo do pogrzebu przysługiwało tylko oficerom, natomiast ciała zwykłych żołnierzy pozostawiano hienom i sępom i ta właśnie nierówność spowodowała teraz bunt. Następnego dnia do zbuntowanych przyłącza się marynarka wojenna, a jej dowódca, wnuk cesarza, ucieka do Dżibuti. Przykrość wielka, że członek najwyższej rodziny musi salwować się w tak niepoczciwy i godność plugawiący sposób! Ale lawina, mój panie, toczy się dalej, bo jeszcze tego samego dnia buntuje się lotnictwo, samoloty nad miastem latają, a plotka niesie, że bomby zrzucają. Nazajutrz zaś buntuje się nasza największa i najważniejsza IV Dywizja, która natychmiast otacza stolicę, żąda podwyżki i domaga się, aby postawić przed sądem panów ministrów i innych dygnitarzy, co to, jak powiadają zagniewani żołnierze - brzydko się pokorumpowali i powinni stanąć pod pręgierzem. No, skoro IV Dywizja stanęła w płomieniu, to znaczy, że ogień jest blisko pałacu i trzeba się szybko ratować. Tejże więc nocy nasz szczodrobliwy pan ogłasza podwyżkę żołdu, zachęca żołnierzy, żeby wrócili do koszar, zaleca im spokój i łagodność. Sam zaś, przejęty troską o lepszy wygląd dworu, nakazał premierowi Aklilu, aby z całym rządem podał się do dymisji, a nakazanie to musiało mu przyjść z trudem, bo Aklilu, choć przez ogół nie lubiany, potępiany, był przecież wielkim pupilem i powiernikiem cesarza. Zarazem pan nasz powołał do godności premiera dostojnika Endelkaczewa, który miał opinię osobistości liberalnej, wykształconej i gładko zdania składającej.
N.L.E.: