Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000067
Tytuł:
Wydawca: Muza
Źródło: Plamka światła
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Piotr Krawczyk,  
Data publikacji: 1997
Tak więc proces zaistnienia lub, inaczej mówiąc - narodziny i trwanie piękna czy też ciekawości czegoś, zaczyna się, gdy jeden z drugim biorą do rąk książkę i oddają się lekturze, zerkać zaczynają na obraz albo słuchać zaczynają jakiegoś utworu muzycznego.
No i co się wówczas dzieje? Ano ośmieliłbym się stwierdzić, że
zaczyna się wtedy coś dziać w konkretnym takim zawodniku. Zaczyna
pracować jego wyobraźnia, uaktywniają się jego, nazwijmy to, wewnętrzne
zmysły, czy jak kto woli - zmysły duszy. Zaczynają się pojawiać
rozmaite skojarzenia, oddźwięki, rodzą się odzewy już tegoż osobnika. I
to one dopiero sprawiają, że zaczyna się odczuwać zaciekawienie, piękno
albo strach czy niepokój. Właściwie te wszystkie odczucia to są chyba
nasze różne stany ducha. Powstające nie tylko przecież w zetknięciu z
tak zwanym dziełem sztuki, dziełem rąk i głowy ludzkiej. Ale żeby nie
zagęszczać jeszcze bardziej obrazu sytuacji, i tak już solidnie
zagmatwanego, pozostańmy może przy kontaktach z dziełami sztuki. Dobrze
Puchatku?
- Dobrze Krzysiu - sapnął nieco znudzony i myślący zupełnie o czym
innym, Puchatek.
- Jedźmy zatem dalej. Owoż ciekawostką jest, że tak się jakoś składa,
iż różne aspekty, atrybuty, czy też wręcz fragmenty albo warstwy
jakiegoś konkretnego dzieła sztuki wywołują u poszczególnych odbiorców
różne reakcje. Jednego przykuje to, a drugiego co innego. A nawet jeśli
przykuje ich to samo, to jeśli sobie szczerze i od serca o tym
pogadają, to okazuje się często, że ta sama rzecz wywołała u dwojga
ludzi zupełnie inny oddźwięk. Jednego to zachwyciło, a co za tym często
idzie - sprawiło, że całe dzieło zafunkcjonowało w nim głównie właśnie
jako nośnik tegoż to zachwycenia, a więc przez to właśnie ono całe
stało się dla niego dziełem pięknym i zachwycającym, podczas gdy
drugiego ta sama rzecz na przykład w ogóle nie obeszła. Albo na
przykład zniesmaczyła. Natomiast równocześnie jakaś inna rzecz z tego
samego dzieła, którą ten pierwszy kompletnie olał, bo go na przykład
takie sprawy w ogóle nie obchodzą, albo po prostu niczego w nim nie
uruchomiły, nie poruszyły żadnych akurat u niego czułych strun, tego
drugiego zawodnika właśnie jak najbardziej ruszyła. I żeby zobrazować
ciekawostkę - przyjmijmy, że taż rzecz go, dajmy na to, przeraziła. Bo
skojarzyła mu się na przykład koronkowa poszewka poduszki, na której
leżała sobie czyjaś głowa z rzeczonego dzieła, z koronkami, w których
pojawiła mu się w nocy nad łóżkiem zmarła pięć lat wcześniej babcia. I
facet się wówczas posikał w pory ze strachu, a strach ten ściga go od
tamtej pory. I sprawia, że do dziś każda taka koronka to jego nowa ze
strachu trzęsionka. Śledzisz Puchatku?
- Śledzę, ale miodu chcę - odparł ziewając Puchatek.
- Tak więc co? Do jakich wniosków dochodzimy?
- Nie wiem Krzysiu do jakich, cienki jestem w główkowaniu. Za to
niezły w miodku pałaszowaniu. O Jezu, Jezu, co ja gadam, też jak kto
głupi, z całym szacunkiem, wierszem częstochowskim sadzić zaczynam.
Jeść!
- Dobrze misiu, to potem. Na razie pozwól mi ciągnąć dalej. No więc
ja sobie myślę, że dochodzimy do takich mianowicie wniosków, które
zresztą zapewne niejedna mądra głowa wymyśliła przede mną, że to nie
to, co stoi czarno na białym jest tym pięknem, strachem czy fascynacją,
jeno to, co ten powiedzmy tekst pisany wywołał w odbiorcy. Tak więc
myślę sobie też, że właściwie można by narysować szkic artystyczny o
dupie słynnej Maryny, namalować obraz przedstawiający literalnie nic
albo skomponować utwór o klasycznych siedmiu zbójach, ale zrobić to w
taki sposób, że niósłby on jednak takie bodźce, które uruchamiałyby u
ludności niesamowite reakcje. Czyli, że biorąc takie dzieło pod lupę
mędrca, badacza, krytyka i znawcy, dochodziłoby się do wniosku, że
autor jest kompletnym neptkiem w tej swojej dziedzinie, kompletnie na
przykład nie ma pojęcia o warsztacie, a jednak nie wykluczałoby to
niesamowitej nośności rzeczonego dzieła. Bo nie to by się liczyło,
jakiego kunsztu świadkiem jesteśmy, albo jak świetnie facet skomponował
i przemyślał sprawę, lecz co się z nami w końcu, de facto, dzieje,
kiedy obcujemy z tym jego wytworem. Czyli wracając do tekstów, do tak
zwanej literatury, często się zdarzyć może, iż dany tekst sam w sobie
jest do luftu, jest o niczym. Mielizny, płycizny, nudy i
pretensjonalizmy. A jednak czytamy go i coś się z nami dzieje. Coś się
w środku zaczyna w nas dziać. Odzywają się rezonansem struny
fortepianu. Drgamy i sami się sobie dziwimy, co też tam w nas tak drga.
I dlaczego. Przecież tekst jest beznadziejny, o niczym, zaznacza się
brak przesłania i myśli przewodniej na ten przykład.
A ja ci powiem teraz Puchatku, co się wtedy dzieje. Otóż jeśli ktoś jest dobry, to tak operuje słowem, obrazem, dźwiękiem, że główne strumienie energii przepuszcza pomiędzy zdaniami. Pomiędzy dźwiękami, barwami, kształtami (wybór konwencji i języka to rzecz wtórna). I to nie tekst sam w sobie wtedy się tak bardzo liczy, jeno te delikatne, niewidzialne niteczki, pajęczynki babiego lata, płynące spomiędzy zdań i akapitów. Sączący się cichutko, jak s