- Uciekajcie, uciekajcie... Rzymianie idą!... - krzyknął z przerażeniem.
Niewolnicy zerwali się pospiesznie i chwycili sękate maczugi. Widocznie również usłyszeli odległe szczekanie, spojrzeli ku północy i pojęli
snadź
niebezpieczeństwo, bo pozostawiając wszystko, z pośpiechem pobiegli w stronę gaju. Kalias chciał pójść w ich ślady, wysunął się ze swej dziupli, ale zorientował się, że już nie zdąży. Nim zejdzie z drzewa, zbiegowie będą daleko, a pościg zbliżał się szybko. Wsunął się więc z powrotem do swej kryjówki. Ścigający spostrzegli uciekających, krzyknęli coś i podwoili bieg. Psy były pierwsze. Zatrzymały się przy ognisku, pochwyciły porzucone kawały mięsa i zaczęły pożerać. Ale jeźdźcy batami zmusili je do pościgu. Psy ze szczekaniem rzuciły się w stronę gaju. Jeźdźcy pogalopowali za nimi. Kalias rozejrzał się uważnie wokoło. Pusto. Pogoń zniknęła w gaju. Zlazł ostrożnie. Na drążku nad przygasającym ogniskiem wisiały jeszcze dwa kawały mięsa. Zdjął je i chciał uciekać, ale po namyśle wdrapał się z powrotem do dziupli. Kto wie, którędy będzie wracała obława?
Takiej uczty nie miał od dawna. Smakowita pieczeń rozpływała się w ustach.
|