jak je, jak śpi. Chciałbym. Moje godziny są stare. Krótkie
jak ogony u starych wyschniętych myszy. Tyle myszy siedzi mi na karku i
wyżera z niego ostatki mięsa. Nie boli mnie to, ale łaskocze. Łaskocze
nie do śmiechu, mdli. To nie ból. To wstręt przed tymi chorymi,
wyschniętymi myszami, co mi łażą po ciele. Wywrócił się kret w swoim
korytarzu i mają myszy ucztę. Ucztujcie, cholery, ucztujcie, niedługa
wasza uczta. Taka jak wasze wyschnięte ogony".
Myślał jeszcze długo. I nie zasnął tej nocy. Zanim nastał świt, Stary grzebał już w palenisku. Nastawił owsiankę ze skwarkami i czekał.
Siadł
w kucki
przed otwartym piecem i zdawało się, że drzemie. Wyprysnął z pieca węgielek, upadł na wielki but Starego. Pokręcił nogą, ale węgielek nie spadł, wówczas strącił go krzywym palcem i zadeptał. - Będą goście dzisiaj na Grapce - powiedział.
W garnuszku zaczęła bulgotać owsianka. Stary zdjął garnuszek.
Poparzył się przy tym. Wziął palce do ust, a drugą ręką przez szmatę
zaniósł garnek na stół.
"Ten stół zrobił dziadek, kiedy uciekł z wojska. Przyszedł kiedyś w
taką zadymkę, że tylko diabeł by przyszedł. Na ramieniu karabin. Mundur
w przepisowym stanie. Złożył wszystko pod ścianą i powiedział do
starych:
- Dajcie co zjeść, bo szedłem kawał drogi.
Najadł się jak wieprz,
|