Senność i zmęczenie minęły, chyba nawet wytrzeźwiałem.
Na dworze nad wschodnim horyzontem dopiero majaczyła różowawa smuga. Wyjeżdżając ze strzeżonego osiedla, pokazałem
kartę
identyfikacyjną zaspanemu ochroniarzowi. Powiedziałem, że mieszkanie pod czwórką będzie puste i nie spodziewam się żadnych gości. Odnotował te informacje w służbowym dzienniku, życząc szerokiej drogi.
Terenówkę kupiło wydawnictwo pod naciskiem księgowego, który jęczał, że jeżeli nie nabijemy więcej kosztów, będzie trzeba płacić podatki. Nissan z oponami jak balony, z napędem na tył i przód, podgrzewanymi skórzanymi siedzeniami i wszelkim możliwym wyposażeniem kosztował ponad sto tysięcy złotych, ale nikt z zarządu nie chciał nim jeździć. Na koniec firma wynajęła ode mnie jedno z dwóch miejsc garażowych, które kupiłem razem z mieszkaniem w nowym budynku na Mokotowie. Wóz głównie obrastał kurz
|