Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_GKb00333
Tytuł: Abstynencja owiec
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Krakowska"
Źródło: Gazeta Krakowska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Stanisław ŚMIERCIAK,  
Data publikacji: 2003-12-19
¤ Pitawal ¤ ¤ Pitawal ¤ ¤ Pitawal ¤ ¤ Pitawal ¤ ¤ Pitawal ¤
Do mężczyzny w sile wieku, od lat gospodarującego w okolicach Krynicy Zdroju, regularnie zachodził sąsiad. Wpadał na kielicha, gdyż gospodarz słynął z wyrobu napoju o dużej sile rażenia. Kolejna partia trunku była mocna, ale najwyraźniej nie tak smakowita, jak poprzednie i uraczony nim sąsiad czuł się nie tylko zawiedziony, lecz wręcz oburzony tym, co mu zaserwowano. W nieskrywanym gniewie rzekł wytwórcy, że to, co podał to hańba, a hodowca owiec chyba zbaraniał, robiąc takie świństwo z porządnego zacieru. Zagroził, że jeżeli i kolejna wizyta przyniesie poczęstunek równie podły jak ten, to zawiadomi policję, bo takiego czegoś pić się nie da. Gospodarz, który był na rauszu nie przejął się pogróżkami gościa, także będącego w stanie wskazującym na spożycie. Podczas następnych odwiedzin kielich znów wypełnił napój niesatysfakcjonujący gościa. Ten splunął i wyszedł. No cóż, pomyślał gospodarz, skoro nie ma ochoty pić za darmo, to jego strata. Walnął kolejną "banię" bimbru i walnął się na siano, żeby zregenerować siły i zabić nudę samotności. Sąsiad w próżnię słów nie rzucał, zaś rezygnacja z kolejnego kielicha tylko wzmagała złość na wytwórcę-fuszera i utwierdzała w przekonaniu, że należy przeciwstawić się bylejakości w produkcji zacnego płynu. Doniósł policji, że ten a ten mieszkaniec takiej a takiej wioski pędzi bimber, którego niestety nie nadaje się do picia. Funkcjonariusze wsiedli w radiowóz i pojechali pod wskazany adres. Nie musieli się wysialać, by trafić na 200 litrów zacieru przyszykowanego do destylacji przez szklane rurki. Dwie beczki zacieru zabrali do policyjnego magazynu, zaś gospodarza powieźli do aresztu. Rozprawę w muszyńskim Sądzie Rejonowym poprowadził sędzia, który został oddelegowany z Gorlic. Wysoki sąd wysłuchał aktu oskarżenia i zapytał oskarżonego po co jemu, samotnemu mężczyźnie, potrzebna jest aż taka ilość zacieru. 45-latek stojący przed obliczem sprawiedliwości nie zwlekał z odpowiedzią ni sekundy. W sali rozległy się głośne słowa: "Wysoki sądzie, no, bo łowiecki bardzo to lubiom". Obrońca z urzędu, reprezentujący interesy zadenuncjowanego z sąsiedzkiej złości bimbrownika, dosłownie zamarł z przerażenia. To były wręcz jawne kpiny z powagi sądu i należało spodziewać się dodatkowej kary. Wysoki sąd nie okazał złości, tylko z dostojną wyniosłością skomentował wyjaśnienie: "Oj, to jest wesoło w tej waszej owczarni" i zarządził przerwę przed ogłoszeniem wyroku. Wysoki sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonego w tym procesie hodowcy owiec. Werdykt brzmiał: winien, a kara też była: półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. To nie zdziwiło nikogo. Poruszenie wywołało jednakże kolejne zdanie odczytywanego wyroku. Wysoki sąd w całym majestacie nakazywał hodowcy owiec, by karmił zwierzęta zgodnie z zasadami zootechniki, nie dając im "pasz", które mogą szkodzić ich rozwojowi. Już po procesie złośliwy sąsiad rozpowiadał po okolicy, że w wigilijną noc w owczarni bylejakiego bimbrownika zwyczajowa w owym czasie ludzka mowa zwierząt może mieszać się z beczeniem hodowcy, bo on rzeczywiście kompletnie zbaraniał, marnotrawiąc czas i zacier na robienie ohydztwa zamiast porządnej gorzały. Mówił to chyba z rozpaczy, że nie ma co już liczyć na darmowy napitekÉ