Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k123587
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo Super Nowa
Źródło: Uczeń czarnoksiężnika
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Witold Jabłoński,  
Data publikacji: 2003
ieniec, przetykający potok słów nieustannym okrzykiem "Bożego zmiłowania!", równocześnie wpatrywała się we mnie badawczo, mówiąc śpiewnie po rusku: mołojec, to znaczy zuch oraz krasawiec, to jest piękniś, co już chyba było nadmiarem łaski. Skłoniłem się księżnej bez słowa, ona zaś zwróciła się do swego młodziutkiego sługi, który już wcześniej wpadł mi w oko, aby zaprowadził mnie natychmiast do łaźni, byłem bowiem straszliwie brudny i zlany potem, jak każdy, kto walczyłby z bestią w głębi lochu.
Kiedy zostaliśmy sami i zrzuciliśmy szaty, a z polanych wodą rozgrzanych kamieni uniosła się gęsta para, okazało się, że miał rację mój opiekun, mówiąc, iż wybrańcy demona bez trudu rozpoznają swoich. Rozpalona, buchająca dymem czeluść przypominała piekło, lecz po chwili zamieniła się w raj. Paź o urodzie psotnego chochlika zaskakująco dobrze obeznany był we wszelkiego rodzaju chłopięcych figlach. Jak każdy młody mężczyzna byłem podniecony zwycięską walką, mały szelma niezwykle zręcznie sprawił więc, że rozładowałem napięcie, zażywając przy tym nadzwyczajnej przyjemności. Dłonie miał krzepkie, lecz sprawne i delikatne w potrzebie. Ze zrozumiałych względów nie spytałem go, czy to właśnie on ogłuszył mnie uprzednio jednym ciosem. Wolałem w każdym razie omdlewać w jego dłoniach z rozkoszy. Później chłopak wyjawił mi, że igraszki tego rodzaju uprawiane są bez żenady i obawy wiecznego potępienia w ruskich łaźniach, podobnie jak czynią to Grecy w Bizancjum, a uważa się je za młodzieńczą głupotę, która przechodzi z wiekiem. Tego dnia zostałem podwójnie usatysfakcjonowany, toteż ogarnęła mnie pewność powodzenia wszelkich naszych przedsięwzięć. Dowiedziałem się także, iż książęcy żart, jakiego omal nie padłem ofiarą, jest na mazowieckim dworze czymś zwyczajnym, albowiem ich pan, wzorem pogańskich władców, ogromnie lubi drwić sobie z zaproszonych gości; na przykład kiedyś kazał zażywającym kąpieli w Wiśle wielmożom i ich sługom zabrać wszystkie szaty i szczuł ich nagich psami w nadbrzeżnych zaroślach. Co do mnie, wszystko było przygotowane ponoć w taki sposób, że w najgroźniejszej chwili miały się otworzyć drzwi, a rozdrażnionego zwierza zamierzali zakłuć oszczepami czekający tam łowcy. Chociaż ich pomoc okazała się zbędna, nie byłem wcale pewien, czy uszedłbym cało i zdrowo, gdyby nie trujące żądła ukryte w rękawie.
Nieco później, odprężony, umyty i przebrany w nowy strój, byłem gotów stawić się wraz z mistrzem Wolfgangiem przed obliczem księcia Konrada. Wcześniej musiałem wszakże zdać memu opiekunowi i naszemu ruskiemu wspólnikowi relację z tego, co mi się przydarzyło. Oczywiście nie uznałem za konieczne wspomnieć mistrzowi o przygodzie z paziem. Astrolog z Weimaru, kiedy dwór wrócił z łowów, szukał mnie po całym zamku, pełen złych przeczuć i najgorszych podejrzeń. Odnalazł po drodze Henryka Kota, który w