Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000126
Tytuł:
Wydawca: Kantor Wydawniczy SAWW
Źródło: Początek
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Andrzej Szczypiorski,  
Data publikacji: 1986
XIV
Adwokat Fichtelbaum usłyszał hałas na dziedzińcu i zrozumiał, że nadeszła chwila oczekiwana. Zdumiał się, że nie odczuwa lęku ani przygnębienia. Stan jego ducha był całkiem inny, niżeli to sobie wyobrażał w ciągu wszystkich minionych miesięcy. Wtedy, ilekroć zamykał oczy i wsłuchiwał się w tę chwilę, która miała niechybnie nadejść, doznawał bardzo przykrego uczucia jakiegoś spadania w głąb, w ciemność i nieopisany chłód. Jak gdyby zanurzał się w nieskończony wszechświat, o którym wiedział, jako człowiek wykształcony i oczytany, że pozbawiony jest światła i ciepła. Lodowata sztolnia bez końca, a w niej coraz szybciej i szybciej opadający ku nieskończoności adwokat Jerzy Fichtelbaum, który szybuje zupełnie samotnie, jak bezskrzydły ptak, albo owad, siłą ciążenia, coraz dalej i coraz szybciej, aż do utraty tchu, w gęstniejącej nieustannie ciemności, chłodzie i pustce. To było bardzo przykre uczucie i pragnął, aby nie trwało długo, lecz trwało z każdym dniem coraz dłużej, aby wreszcie stać się okropną udręką , która nie opuszczała mecenasa nawet we śnie.
Lecz oto nagle okazało się, że kiedy rozległy się hałasy na dole, zwiastujące bez wątpienia zbliżanie się tego ciemnego wszechświata na drugie piętro kamienicy, gdzie w pustym pokoju czekał mecenas Fichtelbaum, to on sam przyjął wszystko bardzo naturalnie i spokojnie. Nie odczuwał żadnej udręki, stało się z nim coś tak osobliwego, że niechybnie musiało przenikać z zewnątrz, nie pochodziło od niego, lecz raczej właśnie od tego hałasu, który z wolna przesuwał się schodami ku górze, nie pochodziło