Dane tekstu dla wyniku: 5
Identyfikator tekstu: IJPPAN_PolPr_GKe00836
Tytuł: Skromne, ale bogate w przeżycia
Wydawca: "Polskapresse". Oddział "Prasa Krakowska"
Źródło: Gazeta Krakowska
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Zofia Sitarz,  
Data publikacji: 2006-12-19
Przed świętami u rodziny Puziów
Na tydzień przed Wigilią Bożego Narodzenia odwiedziliśmy rodzinę Puziów mieszkającą w Jodłówce. Dla Bernardy i Bogusława będą to już dziewiętnaste święta, które spędzą z sobą. Od pięciu lat zasiadają do wigilijnej wieczerzy w siedem osób. Pierwszej gwiazdki wypatrują z piątką dzieci: 18–letnim Arturem, 15-letnią Basią, 14-letnią Anią, 9-letnią Kingą i 7-letnią Dominiką. Bernarda kiedyś pracowała w „Warsie” i w kioskach „Ruchu” na krakowskim dworcu PKP. Na kolei pracuje jej mąż, toteż rzadko zdarza się, żeby całe święta spędzili w komplecie. Bogusław zatrudniony jest w systemie zmianowym, dlatego zawsze w jeden ze świątecznych dni wyjeżdża do Krakowa. Czasem jest to pierwsza zmiana w Wigilię. – Zawsze staramy się przestrzegać tradycji i siadać przy wigilijnym stole równo z pierwszą gwiazdką. Kiedy dzieci były mniejsze , odstępowaliśmy od tej zasady, bo maluchy były głodne i trudno było im wytrzymać w poście przez cały dzień. Teraz już dzielnie wytrzymują. Jeśli Bogusław ma w Wigilię pierwszą zmianę, a zdarzało się to kilka razy, to zaczynamy bez niego, ale później wspólnie łamiemy się opłatkiem i ucztujemy niemal do samej pasterki. Oczywiście, przy kolędach, bo dzieci bardzo lubią je śpiewać, szczególnie Kinga. Łatwo wpadają w ucho, więc łatwo zapamiętać ich słowa. Nigdy nie uczyłam dzieci kolęd, jakoś same potrafiły je poznać – opowiada Bernarda, która od wielu lat ma status tzw. gospodyni domowej. Trzydzieści osób Przed laty mieszkali w domu jej rodziców z jeszcze jedną zamężną siostrą. Na Wigilię przychodziła też trzecia z sióstr. A ponieważ wszystkie trzy rodziny są wielodzietne, to przy wigilijnym stole trzeba było pomieścić aż 30 osób. – To były niezapomniane Wigilie i święta – wspomina. – Trzeba było widzieć tę krzątaninę przed świętami. Obowiązki dzieliliśmy sprawiedliwie między wszystkich dorosłych. Dzieci zajęte były przystrajaniem choinki. Z reguły żywej, z lasu. Później, kiedy wycinanie drzew było zabronione, pojawiła się sztuczna choinka, jednak zawsze znalazła się choćby gałązka pachnąca lasem i żywicą. W dzień wigilijny przed północą wyruszaliśmy pieszo na pasterkę do kościoła w Rzezawie. Jednak nie wszyscy, z najmłodszymi dziećmi moimi i moich sióstr zostawał tata. Jeśli był mocny mróz, zostawała też część starszych, ale jeszcze małych dzieci. Teraz, kiedy jesteśmy już „na swoim“ i dzieci podrosły, staramy się iść na pasterkę w komplecie. Jeśli przydarzy się mróz lub zimowa grypa, jedno z rodziców dyżuruje w domu. Całą rodziną Generalne świąteczne porządki zakończyły się u Puziów już na tydzień przed Wigilią. Sprzątali całą siódemką. Przydział obowiązków zależał od wieku domownika, ale każdy dostał jakieś zadanie. Mama, dzieci i tata, jeśli akurat miał dzień wolny w pracy. Starsze córki pomagać będą też w przygotowywaniu wigilijnych i świątecznych potraw. Żyją tylko z pensji Bogusława, dlatego przedświąteczne zakupy są wyważone i skromne, aczkolwiek rodzice dbają o to, by Boże Narodzenie miało uroczysty i szczególny charakter. Żeby jednak wyraźnie różniło się od dnia powszedniego. – Owszem, świąteczne jedzenie ma swoją tradycję i musi być bardziej wykwintne, niż na co dzień, jednak nie to jest najważniejsze – zastrzega się Bernarda. – Dużą wagę przywiązujemy do utrzymywania rodzinnej atmosfery nie tylko od święta i do zrozumienia przesłania samych świąt. U Puziów stawia się na kuchnię staropolską. Gospodyni większość potraw przygotowuje własnoręcznie, unika „gotowców“, od których uginają się dzisiaj sklepowe półki. Uszka do barszczu robi sama. Czyni tak z dwóch powodów. Domowe wszystkim lepiej smakują, a poza tym są tańsze. Grzyby też pochodzą z zapasów uczynionych jesienią, czasem od sąsiadów, którzy nazbierali ich w nadmiarze. A lasów obfitych w grzyby wokół Jodłówki nie brakuje. Oczywiście, na stole pojawi się karp. Gdy dzieci były mniejsze, to w obawie przed ośćmi Puziowie preferowali filety, teraz karp podawany jest w tradycyjny sposób. Do makowca Bernarda dodaje mnóstwo bakalii, w ten sposób przypomina do złudzenia kutię. Wszystkie ciasta pieczone są w domowej kuchni, choć gospodyni przyznaje, że w specjalistycznych sklepach wypieki są coraz lepsze, dawniej to była sama margaryna. Jednak i tutaj z wygodą wygrywają domowy budżet i ekonomia. Choinka Jak niemal w każdym polskim domu, także i u Puziów przystrojeniem choinki zajmą się dzieci, głównie cztery córki. Choinka jest sztuczna i już została odkurzona. – W domu z centralnym ogrzewaniem żywa choinka nie ma racji bytu. Przy suchym powietrzu już po tygodniu opadają z niej igły i zamiast drzewka straszy rozczapierzony badyl. Dlatego od początku zamieszkiwania w nowym domu na święta montujemy sztuczną choinkę – wyjaśnia pani domu. Bernarda podkreśla, że w ciągu ostatnich lat zmienił się wystrój choinki. – To już nie tak, jak na przykład za mojego dzieciństwa, kiedy wszystkie ozdoby wykonywano samemu. Dziś już praktycznie nie uświadczy się na drzewku słodyczy owiniętych w sreberka i złotka, papierowych zabawek. Kiedy nasze dzieci były mniejsze lubiły same robić niektóre ozdoby. Część przynosiły ze szkoły, w której wykonywały je na lekcjach. Gdy dorosły postawiły na nowoczesność. Ale zawsze przystrajają choinkę same. To taki dziecięcy obowiązek, który sprawia dużą przyjemność – tłumaczy. Skromne prezenty – Nie szalejemy, jeśli chodzi o prezenty pod choinkę. Nasze dzieci wychowaliśmy w szacunku dla pieniądza i pracy ich taty. One to świetnie rozumieją i nigdy nie słyszeliśmy od nich choćby jednej skargi, że inne dzieci mają czegoś więcej lub coś lepszego. Potrafią docenić to, co mają – mówi Bernarda. Nie oznacza to, że prezentów nie będzie, jednak będą to upominki praktyczne, żadnych gadżetów czy zbytecznych przedmiotów, które cieszyłyby obdarowanego tylko przez kilka dni. Na pewno coś z odzieży. – Urządzamy święta za pieniądze, które mamy. Robimy to tak, że części grudniowych rachunków nie płacimy w terminie, tylko przesuwamy je na styczeń. Nie doprowadzamy jednak do sytuacji, żeby ktoś nas ponaglał do płacenia. I chociaż teraz pojawiła się moda, że wiele rodzin prze świętami korzysta z niewielkich krótkoterminowych pożyczek, Puziowie stronią od kredytów. Nie tylko przed świętami, ale niemal przez całe swoje dwudziestoletnie pożycie. Raz tylko skusili się na ratalny zakup lodówki. Wyznają zasadę, że pożyczki mogą doprowadzić do całego ciągu finansowych tarapatów. Pierwszy dzień w domu Tradycyjnie Puziowie odwiedzą w święta rodziców, którąś z sióstr Bernardy, sami też będą przyjmować gości. Wierni są jednak staremu rodzinnemu kanonowi, według którego pierwszy dzień Bożego Narodzenia spędza się we własnym gronie i swoim domu. Na odwiedziny rezerwują sobie drugi dzień. – Kiedyś, gdy byłam zatrudniona w „Warsie” i dzień pracy wypadał mi w Wigilię lub w pierwszy dzień świąt, mogłam obserwować, jak zmieniały się obyczaje. Dwadzieścia lat temu pasażerów przebywających na peronie można było policzyć na palcach jednej ręki. Właściwie mogłam mieć dzień wolny od pracy. Później podróżnych przybywało, bo modne zaczęły być święta poza domem. Bernarda wspomina też czasy PRL–u, gdy na przygotowanie świąt poświęcało się więcej czasu. Wszystkie sprawunki trzeba było wystać w kolejkach. Ale zawsze na stole były szynka i pomarańcze, których na co dzień daremnie było szukać w sklepach. – Być może dlatego w tamtych czasach bardziej tęsknie wyczekiwało się świąt. Bo tak bardzo różniły się od dnia powszedniego – zastanawia się. – Ale u nas w domu nadal mają wymiar szczególny. Zauważam też, że moje córki mają więcej przedświątecznych obowiązków, niż ja w ich wieku. I chociaż zmieniły się obyczaje, na przykład kotlet schabowy na wigilijnym stole nikogo już nie dziwi, to staramy się pielęgnować i przekazywać dzieciom tradycje. Kiedy już święta mijają staramy się, żeby każdy następny dzień był do nich podobny. Chodzi mi oczywiście o rodzinną atmosferę, bo przecież Boże Narodzenie to najbardziej rodzinne święta. I chociaż kojarzą się też ze świętem pojednania, to nie w naszym domu, bo my nie mamy potrzeby się godzić. zofia sitarz komentują dla nas Halina Dziki, sekretarz Urzędu Gminy w Rzezawie: - Zawsze z przerażeniem obserwuję rodziny, które resztką sił i pieniędzy starają się, by święta były bogate i spędzone przy suto zastawionym stole. Ja także staram się, aby były to dni wyjątkowe, jednak bez szaleństwa. Pyszne jedzenie; owszem, ale nie w nadmiarze. Prezenty kupujemy sobie raczej skromne, chcemy nimi zaakcentować to, że o sobie pamiętamy. Odwiedzamy znajomych, idziemy na pasterkę, razem jemy i spędzamy czas, co nie zdarza się na co dzień. Grzegorz Celary, radny z Rzezawy: - Święta spędzam z rodziną i przyjaciółmi. To czas spotkań, odwiedzin i radości, przede wszystkim z tego powodu, że na co dzień jesteśmy dość zapracowani i brakuje czasu na zwykłe pogaduchy. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem brania kredytów i urządzania świąt ponad stan. Każdy powinien przemyśleć, na co naprawdę go stać i dopiero wybrać się na zakupy. Lepiej spędzić święta skromniej i nie obciążać się finansowo na kilka następnych miesięcy.