Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000149
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Wolna Trybuna
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Christian Skrzyposzek,  
Data publikacji: 1985
szka. Idę na piechotę, bo to i park Łazienkowski i ładna pogoda, a oprócz tego muszę minąć ulicę Wiosny 1968 roku, gdzie to jest ten prywatny burdelik - wiem, bo sama go odkryłam, ale Kapitanowi nie wspomniałam nawet słowem, bo lepiej żeby burdel był po ludzku, a nie żeby wystawały po bramach i zaczepiały mężczyzn, schorowane na jakiś syfilis i rzeżączkę, których nikt nie leczy, a Milicja udaje, że przecież nie ma żadnej prostytucji, bo socjalistyczna kobieta jest do tego po prostu niezdolna .
A On mieszka akurat przy Łazienkach, na Lipskiego, kamienica i owszem, przyzwoita, mieszczańska, pokoje pewnie wysokie, bo to jeszcze dom sprzed wojny, nawet schody ma marmurowe. Sama bym chciała tak mieszkać. Przed kamienicą ławka, więc można usiąść i poczekać, i tak też robię: siadam sobie i czekam na Niego. On nigdy nie wychodzi przed dwunastą, tyle już wiem. Taki dobrze sytuowany mężczyzna to w ogóle nie musi wychodzić z domu, a jakoś mu się żyje, może nawet lepiej niż niejednemu, po którego to "Czajkę" przysyłają i tak dalej. O dwunastej, albo niekiedy później, bo na przykład wczoraj to dopiero o trzeciej, On nagle wyskakuje jak pocisk na ulicę i wtedy się zaczyna, bo to jest bardzo energiczny człowiek, a ci energiczni co chwila mają coś do załatwienia. A jak On szybko chodzi! Ciągle się nie umiem nadziwić. Nogi sobie zlatam na amen! Chodzi jak istny wilk i tak dalej. Już kilka razy prawie go zgubiłam i dopiero szczęśliwy przypadek mi dopomógł i tak dalej. A załatwia byle co. Większość czasu spędzamy na poczcie, bo taki niebezpieczny człowiek to się z całym światem kontaktuje. Wydzwania na przykład do Wiednia, i godzinami wtedy czekamy na połączenie. Odkąd On już przeczuwa , że ja jestem przy nim, ciągle rozgląda się i od razu mnie widzi. Ale nic nie daje po sobie poznać. Więc od razu widać, że kulturalny i tak dalej. Wczoraj to zrobiło się naprawdę interesująco, choć, nie powiem, trochę niebezpiecznie, bo poszarżowałam jak jaka amazonka, tak mi się jakoś chciało Go poruszyć albo i zdenerwować, sama nie wiem. Wyszedł z domu o trzeciej i sio, już go nie było. Wskoczył do autobusu w ostatniej chwili i nie zdążyłam za nim, więc natychmiast zatrzymałam taksówkę, pokazałam taksiarzowi papiery i zmusiłam go, żeby wyprosił swego pasażera, bo samochód teraz potrzebny jest państwu. I kazałam mu jechać za autobusem 105. Jeszcze nigdy tego sposobu nie użyłam, bo nie lubię się demaskować, ale tym razem nie miałam innego wyjścia, bo mi po prostu uciekł. A ten taksiarz jeszcze się do mnie przymilał i tak dalej. Kazałam mu się zatrzymywać przy każdym przystanku i jechać jakieś dziesięć metrów za autobusem. No i jedziemy. Udawałam przed tym taksiarzem, że jestem cudzoziemką i po polsku mówię tylko ot, troszeczkę . Bo dziad gadał i gadał, a ja musiałam być skupiona, więc wolałam, żeby mnie nie rozpraszał. Powiedziałam mu to po rosyjsku i dziad natychmiast zamknął gębę. Na ulicy Kuronia i Modzelewskiego już myślałam, że ten mój wysiada - kropka w kropkę taki sam energiczny i przystojny opuścił autobus, a ja już wyskoczyłam z taksówki i o mało dałabym się wywieść w pole. Na szczęście ta atrapa odwróciła się w moją stronę i wtedy przypadkowo zobaczyłam, że ma czerwony krawat, a przecież wiem, że ten mój w ogóle nie nosi krawatów, tylko co najwyżej taką tasiemkę czy wstążeczkę z aksamitu. Więc szybko wróciłam do taksówki i kazałam taksiarzowi pędzić za autobusem, bo już nam zniknął.
O, i zajechało się na Bielany. Na Męczenników Katynia odprawiłam taksówkę i ustawiłam się na pętli, żeby niby tak było, że ja tam stoję i czekam na autobus. Dalej nie mógł jechać bo to pętla i tak dalej. Musiał z sobą coś począć, a nie wiem, co na takim pustkowiu ze sobą począć, chyba że się ma coś konkretnego do załatwienia. Tam są tylko wille i tak dalej. Żadnych bloków, żadnych kamienic, tylko domki jednorodzinne. On natomiast wysiadł i od razu udał się w swoją stronę. Nawet się nie rozgląda