Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000019
Tytuł:
Wydawca: Niezależna Oficyna Wydawnicza Nowa
Źródło: Dziura w niebie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Tadeusz Konwicki,  
Data publikacji: 1959
- To może pójdę po nią? - rzekł skwapliwie Kajaki. - Polek, dmuchnij mnie z tyłu we włosy, bo zmokły.
Wszyscy mogli odejść do domów i spocząć po trudach wielkiej bitwy. Jeden tylko Krywko miał jeszcze tego wieczora do spełnienia miły a romantyczny obowiązek. Skrajem osady przemknął obok torów i wszedł na drogę wyłożoną ciepłym piaskiem. W czarnym powietrzu huczały ciężko roje chrabąszczy. Gdzieś od miasta płynęły pod prąd rzeki pojedyncze i rzadkie uderzenia dzwonu cerkiewnego. Zszedł na chwilę do rowu, aby przepuścić zaprzęg pana Pluski wracający na noc do domu. Furman spał z przekrzywioną głową, za jego plecami kulił się zmarznięty i senny Ferdzia. Koń cierpiący na astmę rzęził miarowo, zasłuchany w tępy, jednostajny stukot swoich kopyt. Rosistą miedzą, skracając sobie drogę, jął się Polek wspinać pod górę. Gdzieś w krzakach odzywały się hałaśliwe , natrętne słowiki, głusząc cierpliwy jazgot pasikoników. U państwa Puciałłów we wszystkich oknach było światło. Polek przystanął pod drzewem jarzębiny, poszukał okna, w którym zwykle widywał Wisię. Żółta, szczelnie wszystko zasłaniająca firanka wydymała się jak żagiel pod ciężarem niewyczuwalnego podmuchu. Jakieś strzępy rozmów, odgłosów powolnej krzątaniny wieczornej wysypywały się w czerń ogrodu. Nad dachem przeleciał zygzakiem nietoperz. Polek złożył obie dłonie i podniósłszy kciuki do ust huknął kilkakroć przeciągle, jak to zwykły czynić puchacze. Zdało mu się, że czyjaś ręka uchyliła na moment firankę, że ktoś spojrzał w noc za oknem. Ale znów nadbiegł od dołu ciepły powiew i napiął tkaninę na prostokącie framugi. Polek uniósł dłonie, aby ponownie dać umówiony sygnał, gdy nagle tuż obok za krzakami rozległo się identyczne hukanie, żałosne i przejmujące. Krywce spłynął wzdłuż pleców zimny dreszcz. Na oślep, z zaciśniętym kurczowo gardłem, rzucił się do ucieczki. Biegł chłostany ledwo zawiązującymi się kłosami żyta, nie słysząc nawet, że jego rejterada spłoszyła widać owego drugiego puchacza, gdyż równie szybki i gwałtowny tupot cichł w stronie Górnych Młynów.
8. Pan Staś leżał na zdeptanym przez gęsi dywaniku koło domu Małpowskich. Wielka drewniana rudera skryła wszystko wokół koślawym i długim cieniem. Pan Staś wodził palcami po brzydkiej bliźnie przecinającej ukośnie jego ogorzałą szyję i patrzył z zadumą na osadę przyczepioną do torów kolejowych jak do lepu. Właśnie pociąg podmiejski pyknął białą parą, jął się toczyć w stronę Puszkarni, ciągnąc po nasypie skąpy, wibrujący kołnierz cienia. Jakiś przyjezdny, nie większy stąd od naparstka, szedł uli