Dane tekstu dla wyniku: 2
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k70A0067
Tytuł:
Wydawca: Jacek Santorski amp; Co Agencja Wydawnicza
Źródło: Holding i reszta albo Jak zostać bogatym w biednym państwie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Józef Łoziński,  
Data publikacji: 2006
gromadzić pieniądze i resztę? Trudno je zdobyć w polskim krwiożerczym kapitalizmie i stąd tyle ociężałej, umysłowej roboty w kancelarii Lakis i Wspólnicy. Właśnie, zaśmiał się po swojemu, czyli sardonicznie, stąd tyle fantastycznie skręconych spraw, stąd ten ich cholerny logiczny błąd, który zaprowadzi ich (wcześniej lub później) za kraty. Powiedział to cicho, z kostyczną satysfakcją prawnika, który nigdy nie uciekał od wolności i natychmiast eliminował ze swojego życia wszelkie logiczne błędy.
Zadzwonił telefon. Podniósł słuchawkę i usłyszał głos swojej byłej połowicy ostry jak brzytwa. Informowała go szybkostrzelnymi słowami, że znów są problemy z naszą córką, o których powinien wiedzieć jako były. Problemy w maturalnej klasie to nie są żarty, żartem było nasze nieudane małżeństwo, mój drogi były, które jakoś udało się kulturalnie rozwiązać, co nie znaczy, że optymalnie, choć alimenty płacisz optymalne. Ale jako były powinieneś się bardziej interesować własnym dzieckiem, w ogóle dzisiejszą młodzieżą, której zdziczenie moralne przewyższa zdziczenie rodziców w stopniu, o jakim nie śniło się nawet markizowi de Sade, to po prostu nie da się opisać, co gówniarze wyprawiają z etosem seksualnego wychowania, mój drogi, z symbolicznymi uczuciami, mój drogi, z romantyzmem i z mizoginizmem... o co ci chodzi? przerwał jej brutalnie. Streszczaj się, do cholery! Nie wydzieraj się, nie jesteś w sądzie, kulturalne chamstwo do ciebie nie pasuje, mój drogi były, mówię, że Karina wpadła w nieodpowiednie towarzystwo i to w maturalnej klasie, dlatego dobrze byłoby, żeby ojciec z nią porozmawiał, na lody zabrał, do kina zabrał, do ogrodu botanicznego zabrał, jak zabierał w dzieciństwie... nie zgrywaj się, powiedział spokojnie, odezwę się do niej. Cześć, mała! Wiedział, że mówiąc "cześć, mała" do byłej, ugodzi ją serdecznie w kłębowisko żmijowatych uczuć dojrzałej kobiety, które były czymś więcej niż żmijowatymi uczuciami, paletą kolosalnych psychicznych sprzeczności poddanych kolosalnemu ciśnieniu społecznej chwili. Będąc starszy od niej o piętnaście lat, od dawna wiedział, że była to było jedynie kolosalne nieporozumienie i fatalne, feministyczne zauroczenie, które dzisiaj kosztuje go majątek. Spojrzał w okno, w zapadające nad ziemią ciemności Wielkiego Tygodnia i zobaczył przesuwający się przez szybę podłużny cień faceta w długim wiosennym płaszczu, cień jakiegoś niezdarnego i zupełnie adynamicznego biznesmena, któremu nic się po prostu nie udaje. Krystian Lakis bezwiednie podniósł rękę do góry, jakby szykował się do zadania miłosiernego ciosu lub braterskiego pozdrowienia, podszedł szybko do okna swego szeregowego, bombowego domku, otworzył i wyjrzał, lecz na zewnątrz nikogo nie było, tylko matowe światło latarni drżało delikatnie na wietrze.
W nocy przyśnił mu się Andy w kolorowym śnie, jaki rzadko go nawiedzał. Jechali pociągiem do Zakopanego, Andy był młody i on był młody, cały nocny pociąg rozbrzmiewał śpiewem ludzi młodych, bo był to pociąg młodości i wiózł ich na zlot socjalistycznej młodzieży, która śpiewała antysocjalistyczne piosenki, chodzili z Andym od przedziału do przedziału i podrywali dziewczyny, Andy miał na sobie zabójczą koszulę i oryginalne dżinsy lewisy i wyglądał jak filmowy macho, nic nie mówił, tylko brał dzie