Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IPIPAN_1301920000115
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo Jagiellonia SA
Źródło: Dziennik Polski
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy:  
Data publikacji: 2000-01-15
dnie. Tak wyszło, bo wyjść musiało. Prestiż społeczny, zarobki i kompetencje nauczycieli wiążą się bowiem ściśle z ich nastawieniem do samych siebie, a co za tym idzie, i do uczniów. Im gorzej nauczyciele będą traktowani przez państwo, tym marniejszej "jakości" ludzie będą zasilać tę grupę zawodową i tym więcej będzie wśród nich frustratów, którzy zgodnie z "hierarchią dziobania" poszukają obiektów do odreagowania swoich napięć w uczniach lokujących się w owej hierarchii jeszcze niżej od nich.
Ale oczywiście nie tylko o to chodzi. Rzecz jest również w tym, że przekonania, które żywią nauczyciele na temat uczniów, są w większości uzasadnione. W uczniowskich nastawieniach do nauczycieli dominuje bowiem też (no, może poza pierwszakami, niewiedzącymi jeszcze, co jest grane) strach, złość i podejrzliwość. Uczniowie niemal bezwyjątkowo boją się nauczycieli. Niekiedy (wcale nie tak rzadko) boją się ich tak, że ten strach powoduje u nich rozmaite zaburzenia i schorzenia psychosomatyczne, od popuszczania w majtki, czy omdleń do owrzodzenia dwunastnicy i licznych nerwic. Sam zajmowałem się kiedyś piętnastoletnią uczennicą, która wyrwana znienacka do odpowiedzi przez nauczyciela budzącego w niej paniczny strach zaniemówiła i nie mogła wydobyć z siebie głosu przez następnych kilka miesięcy, ponieważ wystąpił u niej tzw. bezgłos histeryczny będący poważnym zaburzeniem nie mającym nic wspólnego z potocznie rozumianym "histeryzowaniem". W szkołach średnich jest tajemnicą poliszynela, że mnóstwo uczniów przed klasówkami i sprawdzianami bierze środki uspokajające, a na niektóre lekcje u niektórych nauczycieli prawie wszyscy chodzą "na prochach", nervosolu i innych "uspokajaczach". Trzeba przy tym nadmienić, że pedagodzy budzący w uczniach zgrozę z reguły cieszą się wśród kolegów podziwem i poważaniem, jako ci, którzy potrafią sobie radzić i trzymać "hałastrę" żelazną ręką.
Uczniowie boją się oczywiście nie tyle nauczycieli, jako takich (choć i tak bywa nad wyraz często) ile ich śmiercionośnego "uzbrojenia", na które składają się stopień i donos. A znów, jeśli chodzi o owo "uzbrojenie", nie tyle boją się jego bezpośredniego zastosowania (otrzymania pały na lekcji), ile skutków, jakie to wywoła w rodzinnych domach. Dlatego dzieci cieszące się wsparciem i zaufaniem rodziców na ogół lepiej radzą sobie ze szkołą i nie płacą zdrowiem za ten, bądź co bądź, epizod w ich