– Ura!
Carewicz Dymitr Aleksandrowicz pochylił piękną twarz rosyjskiego charta w stronę siedzącej obok niego słodkawej blondynki z nagimi ramionami. Krzywił
wydatne
, lekko asymetryczne usta w bolesnym grymasie. Zielonkawych oczu nie było widać – zasłaniały je doskonale dopasowane antysolarne szkła.
– I po co mnie ten twój Kola ratował? – spytał w nagłym porywie. – Żebym teraz był zabawką, marionetką na pokaz! Może lepiej było jednak zginąć z rąk fanatycznych Sybirian? Czy takie ma być moje życie? Parady, bale i knajpy? Innego już nie będzie? Cóż za potworna nuda! Nie mogę nawet rozkazać, żeby strop niebieski zwalił się na całe to bydło!
|