A to jest nasz następny bungalow, już po przeprowadzce, ale przed okradzeniem, do którego jeszcze powrócę. Leon, przetłumacz.
- Interesting - uśmiechnęła się sucha Angielka w za dużych okularach. Korespondentka szanowanej gazety londyńskiej, poznająca życie polskiej rodziny, zorganizowana przez ciotkę w samolocie i odtąd za pośrednictwem Leona włączona w rytm jej zajęć jako moment nowy, a już niezbędny. Oglądała więc teraz, wystająca sztywno z fotela, w tweedowej spódnicy odsłaniającej suche kolana, jak na zabarwionej ścianie w egzotycznej scenerii ciotka, przygarbiona, z ciężkimi, wiszącymi piersiami i siwymi włosami, biegnie opięta w skąpy kostium kąpielowy, a za nią wolno idzie wuj Leon, lekarz polski w Kongo, doktor Judym na dwuletniej dewizowej umowie, w krótkich spodenkach, przykryty kolorowym kapeluszem. Idą w stronę bungalowu, przed którym na werandzie buja się w hamaku
Eryk
. W drzwiach staje czarny służący.
- Bardzo się z tego bungalowu cieszymy. A to jest służący, którego podejrzewamy o kradzież - już o niej wspominałam. Przetłumacz; Leonie.
|