Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000061
Tytuł:
Wydawca: Wyd. Literackie
Źródło: Ksiądz Helena : wybór utworów dramatycznych
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Marian Pankowski,  
Data publikacji: 1996
abierze.
Zza zakrętu wraca pierwszy wóz na pomoc. Ale Tatarzy nie czekają. W las! Ale zanim w lesie zapadną, odwrócą się, i stra-sznym, potrójnym głosem zawyją: ,,hałłłłłaaaa!" Rozpaczliwa bieganina sylwetek. Milknie zawodzenie PANI KRAKOWSKIEJ. Wozy ruszają i wkrótce pędzą w stronę coraz bliższego Krakowa. Śnieg, jakby spełnił swą funkcję wspólniczą z Tatarami, ustaje. Jeszcze chwila, dwie, a na niebie zarysuje się księżyc, wyraźny, jak na zapowiedź mrozu przystało.
U bramy grodowej.
SEKRETARZ MAŁŻONKI KRÓLEWSKIEJ do strażnika
z pochodnią Jejmość Pani Królowa - na Zamek... Spod napaści Tatarów zbiegliśmy cudem.
Brama otworem. Wozy w stronę Zamku. Obojętność słabo oświetlonych ulic. Światła nieczęste w oknach. Dopiero u bramy zamkowej światło. Halabardnicy w półcieniu, za to ich broń po Rembrandtowsku połyskuje.
SEKRETARZ MAŁŻONKI KRÓLEWSKIEJ powtórzy Jejmość Pani Królowa na Zamek... Spod napaści Tatarów zbiegliśmy...
PANI KRAKOWSKA wychyli się Otwórzcie, moi złoci, otwórzcie...
BONA w sali audiencyjnej. Lichtarz na stole. Usłyszy turkot wozów na dziedzińcu. Podejdzie do okna. Po czym spokojnie zaklaska; w drzwiach ukaże się PAŹ Skocz-no, ragazzo... zobaczyć, kto przyjechał...
PAŹ wybiega, ale jeszcze chyba nie zdążył wyjść na dziedziniec, kiedy na korytarzu słychać głosy niespokojne, czy wręcz histe-ryczne. BONA cofnie się do stołu; PAŹ wbiega Jaśnie Pani, wielkie nieszczęście! Tatarzy...
Wchodzą pośpiesznie PANI KRAKOWSKA i SEKRETARZ MAŁ-ŻONKI KRÓLEWSKIEJ, podtrzymując złamaną BARBARĘ.
BONA uniesie po włosku ręce Dio! ale już panująca nad sytuacją Po doktora. Światła tu. Wodę grzać. Miodu gorącego... (SŁUŻBA zbiega się, przynosząc lichtarze. Podchodzi do BARBARY) Poveretta...
PANI KRAKOWSKA do BARBARY To znaczy ,,moja bidula"... czyli że bardzo ci, Kochaneczko, Pani królowa współczuje... Wchodzą DOKTOR, a tuż za nim PACHOŁEK z kubkami grzanego miodu dla trojga nieszczęśników.
BARBARA chce opowiadać.
BONA Nie. Nic teraz nie mów. Wiem już, Tatarzy.
BARBARA Okula... Gdie Okula?
PACHOŁEK W kuchni, Jaśnie Pani... aż płacze, taki głodny...
DOKTOR do BONY Serenissima Regina. Do usług...
BONA Dottore... do BARBARY Pij, moje dziecko, pij... (do DOKTORA) Dottore, bierz wszystkie maści i leki, jakie są w mej aptece. (do SŁUŻBY) Zaprowadźcie Waćpanią do Jej komnaty... (do PANI KRAKOWSKIEJ) Gorąco Waćpani współczuję (do SEKRETARZA MAŁŻONKI KRÓLEWSKIEJ) i Waćpanu współ-czuję... Dottore da Wam też co potrzeba... (do SŁUŻBY) Wra-cajcie do kuchni... wodę dla Waćpana Doktora... (patrząc - nie patrząc za wychodzącymi; kamera widzi jej twarz od drzwi) Królestwo... wesele... i po weselu.
Późną nocą nad Wisłą. Samym brzegiem nie zamarzniętej rzeki, po wydmach, TRZEJ KONNI.
I KONNY ledwie trzyma się na siodle; gąsiorek połyskujący u pasa pozwala domyślić się reszty.
II KONNY nachylając się do niego A tera - do grodu, żeby... opo-wiedzieć o naszej zabawie.
I KONNY, mimo zamroczenia, odwróci ku mówiącemu zaskoczoną twarz; to Władek! Naraz ból na tej twarzy. Kamera ukaże
II KONNEGO, jak wyciąga z pleców tamtego nóż, który wrzuci do wody. Zsiądą z koni. We dwójkę rozhuśtają ciało Władka i rzucą w nurt. Teraz słychać, a może i nawet widać, jak myją ręce. I twarze, których nie widać, ale słychać prychanie, tak zimna jest woda przed świtem. Jadą w dół rzeki, a kiedy dojrzą drobne bałwanki brodu, przejdą na drugi, grodowy, brzeg, czarni na czarnych koniach. Jeszcze chwila i staną przed budami Cyganów. Wyjdzie im naprzeciw rosły i dorodny Cygan. Zsiądą z koni. Bez słowa Cygan po-klepie każdego konia. Ostatniego potrze ręką i pokaże dłoń obu KONNYM. Dłoń jest czarna od farby, którą Cygan przemienił siwki w kare. Wszyscy trzej wybuchną zdrowym, męskim śmiechem - ale tylko śmiech Cygana widać.
Zorze o Kraków. O wieże i dachy. Mgła od wody. Droga aż po horyzont w niskim jutrzennym słońcu. I orszak królewski w pióropuszu pyłu. Raz po raz jakiś pan, czy dworzanin z szeregu wyjedzie, do karocy królewskiej się zbliży, kilka słów zamieni i przystanie, żeby do nadjeżdżających dołączyć. Teraz nie SZLACHCIC, lecz I RADZIWIŁŁ do karocy podjechał.
I RADZIWIŁŁ Wasza Korolewska Mosc raczy trubaczom łaskawo swoj wjazd zapowiedzjec?
ZYGMUNT AUGUST zmęczony, głosem mało męskim Tak, Król do Zamku... Dziękuję Waszmości... (z przyjaznym uśmiechem) dziękuję Waszmości...
I RADZIWIŁŁ zbodzie ostrogami konie i TRĘBACZOM krzyknie Król do Zamku!
TRĘBACZE odkrzykną ,,Król do Zamku", po czym ruszą galopem
i wkrótce, przystanąwszy, zatrąbią znak umówiony w stronę murów grodowych. Cisza. I znowu. Ale cisza tym razem krótka, bo już odzew stamtąd. Jakby zdyszany.
Z zorzy, którąśmy jeszcze niedawno oglądali - już tylko niebo jasności pełne; różowość zapisana jeszcze na drobnych barankach, co co od wschodu na niebiosa wstępują. Orszak już w bramę szeroko otwartą wchodzi. Trąbki słychać, a teraz sygnaturkę Kaplicy zamkowej. Do orszaku