Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000061
Tytuł:
Wydawca: Iskry
Źródło: Wołanie w górach : wypadki i akcje ratunkowe w Tatrach
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Michał Jagiełło,  
Data publikacji: 1979
. Runął w dół! Towarzysz kompletnie zaskoczony nie zdołał wyhamować liną jego lotu. Szarpnięcie! Lina i haki nie wytrzymały. Wisiał teraz na linie w powietrzu i gorączkowo myślał, jak się ratować. Był bezradny, nie miał sposobu wydostania się po linie na stanowisko asekuracyjne, przy którym tkwił jego kolega. Ten zaś nie był w stanie pomóc towarzyszowi, z którym łączyła go teraz napięta podwójna lina. Po paru metrach ginęła mu z oczu na ostrej krawędzi okapu. Pozostało więc tylko wzywać pomocy.
Pamiętam podniecenie w Stacji Centralnej towarzyszące pakowaniu sprzętu na wyprawę. Kierownictwo, jak przed czterema laty, znów objął E. Strzeboński, a w ekipie były takie asy, jak S. Janik, J. Uznański i W. Gąsienica Roj I. My, młodzież, upychaliśmy do plecaków wykładany z magazynu sprzęt: wiązki haków, różańce karabinków, liny stalowe i nylonowe , pętle, młotki, termosy, śpiwory i maszynki do gotowania. Wyprawa tego typu to duże przedsięwzięcie transportowe. Na szczyt trzeba bowiem wynieść raz dwieście, kiedy indziej zaś trzysta kilogramów sprzętu. Zawsze jest go za dużo, ale żaden kierownik akcji nie zaryzykuje wzięcia na przykład tylko tylu metrów lin stalowych, ile ma wynosić zjazd. Musi się on bowiem liczyć ze złośliwością przedmiotów martwych: splątaniem się liny, a nawet z "ucieczką" bębna ze stanowiska asekuracyjnego. W przypadku Mnicha zjazd ma długość 280-300 m, ale zawsze zabiera się co najmniej 400 m lin stalowych, aby potem nie było zaskoczenia.
Objuczeni ciężkimi plecakami wychodzimy ze schroniska, a pogoda była już typowo "goprowska". Tak jak na większości wypraw. Tym razem wiał silny wiatr, miótł śniegiem i ciął marznącą mżawką. Mnicha raz po raz otulały mgły. Utrudniało to obserwację. Przez lornetki udało się jednak dostrzec wiszącego na linie taternika. Wiedzieliśmy, że żyje. Należało się śpieszyć. W podmuchach wiatru taternik kołysał się jak kukła zawieszona na sznurku. Wyglądało to wszystko niesamowicie, tym bardziej że któryś z